Rynek

Prezes wykręca numer

Metoda „na wnuczka” w wersji dla bogatych

Polska jest wykorzystywana do transferowania pieniędzy wyprowadzonych z europejskich firm, głównie niemieckich i francuskich. Polska jest wykorzystywana do transferowania pieniędzy wyprowadzonych z europejskich firm, głównie niemieckich i francuskich. Alexey Kuzin / PantherMedia
Ludzie, którzy mają duże pieniądze, na ogół dobrze ich pilnują. Ale wyrafinowani oszuści i na nich znajdują swoje sposoby.
Oszukani metodą „na prezesa” czy „na wyrok” mają niewielkie szanse na postawienie oszusta przed sądem. A właśnie te dwie metody opanowały dziś rynek oszustw.Peter Jobst/PantherMedia Oszukani metodą „na prezesa” czy „na wyrok” mają niewielkie szanse na postawienie oszusta przed sądem. A właśnie te dwie metody opanowały dziś rynek oszustw.

Scenariusz wymyślony przez Adama W., 34-latka z Lidzbarka Warmińskiego, był jak z Hollywood. Ofiara zgłosiła się sama, po specjalnie rozpuszczonej szeptance o superokazji. Na rozmowy o interesach Adam W. zaprosił młodego biznesmena do Brukseli. Na lotnisko wyjechał po niego luksusowym samochodem. Ulokował w pięciogwiazdkowym Royal Windsor Hotel Grand Place. Wszystko fundował. Potem spacer po brukselskiej starówce i gdy się bliżej poznali, rozmowy o interesie. Że na początek trzeba by wpłacić 10 mln euro do jednego z francuskich funduszy inwestycyjnych, co da zysk co najmniej 8 proc. Że inwestorów ma być więcej – Adam W. rzucał imionami, nacjami – a biznesmen z Mazur ma dać tylko skromne pół miliona euro.

Gwarantem powodzenia interesu miał być europarlamentarzysta Rafał Trzaskowski, jako przyjaciel właściciela funduszu. „O, poznasz go, wpadnie na chwilę do nas na kolację” – szepnął Adam W. po przyjacielsku. Biznesmen starał się być czujny, tuż przed kolacją wstukał w Google nazwisko Trzaskowskiego, ale i tak nie poznał się, że postać europarlamentarzysty odgrywa inny oszust.

Pieniądze wpłacił, dostał pierwsze odsetki – to klasyczna praktyka oszustów na wzmocnienie zaufania. Na następne zaproszenie pojechał do Monako. Na miejscu zastał trzech innych inwestorów. Po powrocie namówił do inwestycji kolegów. Jeden dał 180 tys., drugi 313 tys., on sam – 900 tys. zł. I to był w zasadzie koniec. Adam W. zniknął. Potem okazało się, że oszukał (wraz z ojcem) również hiszpańskich przedsiębiorców na sprzedaży limitów CO² (w sumie 15 mln euro).

Wpadł przypadkiem. Właśnie kończy się w Olsztynie jego proces, prokurator zażądał 5,5 roku więzienia. Gdzie są pieniądze – nie wiadomo. Oszukany biznesmen może chociaż odczuwać cień satysfakcji, że udało mu się postawić oszusta przed sądem.

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Rynek; s. 43
Oryginalny tytuł tekstu: "Prezes wykręca numer"
Reklama