Sytuacja, w której osoba opłacająca składki na ubezpieczenia społeczne po osiągnięciu wieku emerytalnego nie otrzymałaby świadczenia, w praktyce jest niemożliwa. Wypłata gwarantowana jest bowiem przez państwo polskie i tylko jego bankructwo mogłoby to zmienić, a na to się nie zanosi. Świadczą o tym prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego rzędu ponad 3 proc. rocznie, niska inflacja oraz duży napływ inwestycji.
W swojej kilkusetletniej historii państwo polskie tylko trzykrotnie było niewypłacalne: w 1936 r. z powodu wielkiego kryzysu, w 1940 r. z powodu wydatków wojennych, których nie mógł pokryć rząd emigracyjny w Londynie i w 1989 r. w momencie transformacji, kiedy musieliśmy zredukować zadłużenie zagraniczne zaciągnięte jeszcze przez władze PRL. Ale nawet wówczas ZUS działał i wypłacał obywatelom świadczenia.
Przewidywalny deficyt
Mimo to obawy o przyszłe emerytury nie maleją. Emocje podgrzewają informacje o deficycie w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) obsługiwanym przez ZUS, z którego wypłacane są wszystkie świadczenia. Tymczasem deficyt Funduszu nie jest niczym nadzwyczajnym. O tym, że środki wpływające do Funduszu mogą być niewystarczające w stosunku do wielkości wypłat i konieczne będzie znalezienie dodatkowych źródeł ich finansowania, również pomyślano.
Fundusz w razie potrzeby może zostać zasilony środkami z dotacji, refundacji, kredytów komercyjnych czy też pożyczki z budżetu państwa. W 2014 r. deficyt FUS wynosił 56,2 mld zł, w 2015 r. według prognoz będzie wynosił 53,7 mld zł, w 2018 r. – 58,1 mld zł, a w 2020 r. – 61,7 mld zł. Będzie on jednak rósł wolniej niż prognozowana na te lata dynamika polskiej gospodarki. Deficyt w FUS w relacji do PKB zmniejszy się z 2,9 proc. w 2016 r. do 2,6 proc. w 2020 r.
Warto przy tym pamiętać, że ZUS nie odpowiada za wielkość deficytu w FUS. Pojawia się on wówczas, gdy suma składek wpływających za ubezpieczonych jest niższa niż kwota wypłacanych świadczeń. Zatem za jego wielkość tak naprawdę odpowiadamy my wszyscy i to od nas zależy, jak duży on będzie.
Kowale własnej emerytury
Biorąc pod uwagę założenia systemu emerytalnego, tzw. nowa emerytura zależy od tego, w jakiej wysokości i jak długo będziemy płacili składki (obecnie składka emerytalna wynosi 19,52 proc.) oraz kiedy zaczniemy pobierać świadczenie. Zatem im dłużej będziemy odprowadzać składki (dłużej pracując) i im będą one wyższe, tym wyższą dostaniemy w przyszłości emeryturę.
Możliwe jest też otrzymanie minimalnej kwoty świadczenia. Stanie się tak wówczas, gdy osoba opłacająca składki wypracuje określony przez przepisy staż, jednak środki zgromadzone przez nią na jej koncie emerytalnym będą zbyt niskie.
Zatem gdy przez długi okres będziemy pracowali na nieoskładkowanych umowach, np.: o dzieło, będzie to miało odzwierciedlenie w kwocie naszej przyszłej emerytury.
Dotyczy to np. artystów, którzy w okresie swojej aktywności zawodowej będą otrzymywali wysokie wynagrodzenia za udział w koncercie czy rolę w serialu (wypłacane w ramach zawieranych umów o dzieło), od których nie są opłacane żadne składki na ubezpieczenia społeczne. W takich przypadkach późniejsze narzekanie na niską kwotę emerytury jest nieuzasadnione. Każdy z nas bowiem osobiście odpowiada za swoją emerytalną przyszłość. Osoby pracujące na umowach nieoskładkowanych powinny rozważyć możliwość przystąpienia dobrowolnie do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego oraz zacząć samodzielnie opłacać składki, by w przyszłości móc liczyć na emeryturę wypłacaną przez ZUS.
Emerytury nie takie niskie
Dzisiaj średnia emerytura wynosi 2 tys. zł brutto. Według badań GUS obecni emeryci są drugą – po przedsiębiorcach – grupą społeczną o najwyższych dochodach na osobę w gospodarstwach domowych. Statystycznie dochód na jedną osobę w gospodarstwie emeryckim jest często wyższy niż w gospodarstwie ludzi młodych. Zdarza się więc tak, że seniorzy, którzy mają nadwyżki finansowe, przekazują je swoim dzieciom i wnukom. W ubiegłym roku – jak podaje GUS – co miesiąc wspierali oni swoich bliskich dofinansowaniem w wysokości średnio 50 zł, będąc pod tym względem najhojniejszymi wśród innych członków gospodarstw domowych.
W Polsce przeciętna emerytura stanowi ok. 53 proc. średniego wynagrodzenia. Dla porównania we Francji emerytura wynosi 51 proc. średniej płacy, w Niemczech ok. 39 proc., a w Szwecji ok. 41 proc. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej też nie ma tak korzystnej relacji przeciętnej emerytury do przeciętnej pensji. W Czechach przeciętna emerytura to 32 proc. średniej płacy, na Węgrzech – 33 proc., zaś na Słowacji – 52 proc.
W przyszłości w większości krajów europejskich relacja przeciętnych emerytur do średnich płac będzie malała. Według obliczeń na potrzeby Komisji Europejskiej z 2014 r. – przeciętne świadczenie w 2060 r. w Polsce będzie wynosiło 29 proc. średniego wynagrodzenia. Mając świadomość, że pieniądz zmienia swoją wartość w czasie, w przyszłości te 29 proc. może mieć zupełnie inną wartość realną niż obecnie. Istnieje prawdopodobieństwo, że za 45 lat za emeryturę stanowiącą 29 proc. średniego wynagrodzenia emeryci będą mogli nabyć więcej towarów i usług niż obecnie z emerytury stanowiącej 53 proc. przeciętnej płacy.
Aby utrzymać realną wartość świadczeń, konieczna jest jednak ich waloryzacja. Emeryci nie mogą tracić na tym, że rosną ceny produktów czy usług. Wysokość emerytury nie jest więc stała przez cały czas jej pobierania. W krajach, w których obowiązują państwowe systemy emerytalne, przewidziane są różne sposoby podwyższania świadczeń lub ich zamrażanie – w okresach kryzysów gospodarczych. Tak było np. w Hiszpanii czy Grecji.
W Polsce waloryzacja przeprowadzana jest 1 marca każdego roku. ZUS przelicza i podwyższa wysokość świadczeń. Zgodnie z obowiązującymi zasadami wielkość waloryzacji ma być powiązana z inflacją, czyli wzrostem cen towarów i usług, dodatkowo powiększona o 20 proc. realnego wzrostu płac w roku poprzednim. Jednak jeśli stan finansów publicznych na to pozwala, waloryzacja może być wyższa niż wynikająca z tego algorytmu. W tym roku świadczenia zwaloryzowano według metody kwotowo-procentowej, zgodnie z którą świadczenia podwyższone zostały wskaźnikiem wynoszącym 100,68 proc., z zastrzeżeniem, że ustalona w ten sposób kwota podwyżki nie mogła być niższa od zagwarantowanej przez państwo. W przypadku emerytur najniższa podwyżka wyniosła 36 zł.
Generalnie poziom waloryzacji świadczeń zależy od kondycji finansów publicznych, a ta głównie od sytuacji gospodarczej kraju. Zalecane jest powiązanie waloryzacji składek ze wzrostem wynagrodzeń, a waloryzacji świadczeń z inflacją. ZUS nie ma wpływu na wysokość tych wskaźników.
ZUS tnie swoje koszty
Emerytury wypłacane są z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którego środkami zarządza ZUS. Podobnie jak środkami pozostałych funduszy, m.in. Funduszu Emerytur Pomostowych i Funduszu Rezerwy Demograficznej. Zważywszy na łączną kwotę środków, którymi ZUS obraca, plasuje się on na drugim miejscu wśród instytucji finansowych w kraju, zaraz po Ministerstwie Finansów.
Obrazowo rzecz ujmując, ZUS jest czymś w rodzaju połączenia banku, narodowej firmy rozrachunkowej i funduszu inwestycyjnego. Co miesiąc wypłaca bowiem świadczenia dla blisko 7,5 mln osób, przyjmuje składki za 14,5 mln ubezpieczonych, a także obsługuje 1,8 mln przedsiębiorców. W sumie obsługuje rocznie ok. 24 mln klientów, którzy oczekują coraz lepszej jakości świadczonych im usług.
Wbrew obiegowej opinii, biorąc pod uwagę skalę realizowanych zadań, ZUS nie jest też drogą instytucją. Jego koszty funkcjonowania wynoszą ok. 2,1–2,2 proc. wszystkich środków, którymi zarządza, i nie są one w ogóle pokrywane ze składek ubezpieczonych. Nie pomniejszają one również środków przeznaczanych na wypłaty emerytur. Podstawowym źródłem finansowania kosztów ZUS jest odpis z FUS przyznawany Zakładowi corocznie przez parlament. W ostatnich trzech latach wysokość odpisu pozostaje bez zmian, a w relacji do wydatków ogółem Funduszu od lat spada.
ZUS ze swojego budżetu finansuje koszty utrzymywania baz i przetwarzania danych świadczeniobiorców, opłaty pocztowe za przekazywane świadczenia, koszty korespondencji w związku z wysyłaniem decyzji, rocznych PIT-ów czy informacji o stanie konta. Finansuje też przymusowe dochodzenie składek od płatników zalegających z zapłatą, zwraca koszty stawiennictwa osób wzywanych na badania przez lekarzy orzeczników i komisje lekarskie ZUS, pokrywa też wydatki administracyjne instytucji oraz koszty informatyzacji Zakładu. Od 2010 r. koszty ZUS spadły łącznie o 4,1 proc., pomimo skumulowanej 9,2-proc. inflacji lat 2010–2014 oraz podwyżki stawki VAT.
Zakład dąży do dalszego obniżania kosztów swojej działalności, angażując się w różnorodne przedsięwzięcia służące temu celowi, jak chociażby działania na rzecz ubankowienia świadczeniobiorców. Dzięki tej akcji, realizowanej wspólnie z bankami, coraz więcej emerytów i rencistów zakłada konta w bankach, a przez to przekazywanie im świadczeń kosztuje Zakład coraz mniej. Obecnie już ok. 66 proc. świadczeń przekazywanych jest przelewami bankowymi.
Dalsze oszczędności może spowodować uruchomienie w 2016 r. systemu e-zwolnień lekarskich. Szacuje się, że usprawni to kontrole umożliwiające zredukowanie liczby nieprawidłowo wystawionych zwolnień o 2,5 proc. i oszczędności FUS z tego tytułu wyniosą ponad 200 mln zł. Aby obniżyć wydatki, ZUS konsekwentnie od lat inwestuje w nowe technologie. Każda transakcja rozliczona elektronicznie to zaoszczędzony publiczny grosz, dlatego powinniśmy coraz częściej korzystać z takich usług.