Od 1 września we wszystkich krajach Unii Europejskiej weszły w życie nowe przepisy mające skłaniać (zmuszać?) mieszkańców do oszczędzania energii elektrycznej. Gdyby ekologiczna ofensywa polegała tylko na dobrych radach i cennych wskazówkach, nikt by nie miał do Brukseli cienia pretensji. Jednak od kilku lat na samych zachętach się nie kończy.
Najpierw Unia zakazała sprzedaży tradycyjnych żarówek. Z rynku zaczęły znikać te najsilniejsze. Wreszcie, we wrześniu 2012 r., zakazano sprzedaży nawet najsłabszych, o mocy 25 i 40 watów. Żarówkowy zakaz wzbudził zdziwienie i protesty, jednak Komisja Europejska nie ustąpiła. Zachęcona – w swoim mniemaniu – sukcesem, postanowiła pójść za ciosem i wydać wojnę kolejnym, wyjątkowo zachłannym na prąd sprzętom.
Stop dla prądożernych
Tym razem na czarną listę trafiły odkurzacze – sprzęt zaliczany do małego AGD, ale za to zużywający sporo energii, obecny praktycznie w każdym gospodarstwie domowym i często używany. Najpierw żarówki, a teraz odkurzacze mają pomóc Unii w osiągnięciu ambitnych celów, jakie politycy wyznaczyli jeszcze w 2007 r. Zobowiązali się wówczas nie tylko do rozwoju źródeł odnawialnych, ale także do zmniejszenia marnotrawstwa energii. Do 2020 r. cała Wspólnota aż 20 proc. prądu ma produkować ze źródeł odnawialnych, a jego zużycie, w porównaniu z 2008 r., ma spaść także o 20 proc. Te cele osiągnąć będzie trudno, więc czas wskazówek i niezobowiązujących sugestii się skończył. Tych, którzy mimo wszystko nie zwracają uwagi na prądożerność kupowanych sprzętów, trzeba po prostu przywołać do porządku.
Od początku września br. w krajach unijnych nie można już produkować ani sprowadzać z zagranicy odkurzaczy o mocy powyżej 1600 watów. Unia wyliczyła, że taki zakaz pozwoli we wszystkich państwach członkowskich oszczędzić rocznie aż 19 terawatogodzin energii.