W reklamach obowiązkowego ubezpieczenia komunikacyjnego OC (odpowiedzialności cywilnej) jedno z towarzystw obiecywało, że w Polsce będzie Ameryka. Skończyło się na wolnoamerykance. Rzecznik ubezpieczonych, który walczy z patologiami w ubezpieczeniach, nie zostawia na rynku suchej nitki. – Zakłady ubezpieczeń od lat posługują się niezgodnymi z prawem procedurami. To jest cała paleta rozwiązań niekorzystnych dla klienta – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Rynek nie weryfikuje firm, które grają nieczysto, bo mechanizm ubezpieczenia jest taki, że odrywa cenę od jakości. Kierowca musi posiadać polisę OC, ale o to, jak jego ubezpieczyciel obsługuje osoby poszkodowane, martwić się już nie musi. To zmartwienie poszkodowanego, czyli kogoś innego. W efekcie liczy się tylko cena. No i w zasadzie tylko tym ubezpieczyciele ze sobą konkurują.
W 2012 r. ubezpieczyciele niemal ze łzami w oczach zarzekali się, że taniej już być nie może. A klienci będą musieli przygotować się, że ceny składek pójdą w górę. Po czym rzucili się do wojny cenowej. 2013 był kolejnym rokiem z rzędu, kiedy ceny spadały. – Przeciętna wysokość składki OC w Polsce kształtuje się na poziomie 100 euro. W niektórych krajach za tyle to można ubezpieczyć motorower. U nas samochód – mówi Tomasz Tarkowski, członek zarządu PZU. Na lojalność klienta też trudno liczyć, skoro jedno z towarzystw weszło na rynek zaledwie dwa lata temu i udało mu się zdobyć prawie 600 tys. klientów. Wystarczyło, że do najwyższych na rynku zniżek dołożyło jeszcze swoje 5 proc. Ceny zjechały do poziomu, o którym nawet rzecznik ubezpieczonych mówi jako dumpingowym i nieakceptowalnym. – Za te pieniądze nie da się po prostu dobrze obsługiwać klienta. Tym bardziej że koszty likwidacji cały czas rosną, a składka spada.