Rynek

Mycie jabłuszka

Apple pracuje nad wizerunkiem

Po ogłoszeniu umowy Appla o współpracy z chińskim Foxconnem, studenci z Hongkongu przygotowali happening, w którym apelowali o poprawę warunków pracy w chińskiej fabryce. Po ogłoszeniu umowy Appla o współpracy z chińskim Foxconnem, studenci z Hongkongu przygotowali happening, w którym apelowali o poprawę warunków pracy w chińskiej fabryce. Bobby Yip/Reuters / Forum
Nabywcy iPada szaleją z radości; jego producenci wariują ze zmęczenia. Nowy prezes Apple’a próbuje zmienić to drugie.
Klienci czekający na otwarcie wyprzedaży w sklepie Apple w Monachium.Michaela Rehle/Reuters/Forum Klienci czekający na otwarcie wyprzedaży w sklepie Apple w Monachium.
Foxconn wytwarza ponad 40 proc. produktów elektronicznych na świecie i jest największym prywatnym pracodawcą w Chinach – zatrudnia 1,2 mln ludzi.Bobby Yip/Reuters/Forum Foxconn wytwarza ponad 40 proc. produktów elektronicznych na świecie i jest największym prywatnym pracodawcą w Chinach – zatrudnia 1,2 mln ludzi.

Na akcjach Apple’a można było zarobić dużo więcej niż na złocie. Gdy 15 lat temu Steve Jobs wrócił na fotel szefa, żeby pokierować stworzoną przez siebie firmą, akcje Apple Computer były warte 4 dol. Gdy umierał, cena była stokroć wyższa. W ostatnich trzech latach akcje Apple’a poszły w górę o 600 proc. Dziś kosztują ponad 600 dol., a firma jest warta na rynku więcej niż jakakolwiek inna – 590 mld dol. To więcej niż PKB Polski.

W minionym roku fiskalnym zyski Apple’a wyniosły 108 mld dol. Przez cztery lata z rzędu Apple przewodzi liście „najbardziej podziwianych firm” sporządzanej przez magazyn „Forbes”. Spektakularne sukcesy przyciągają nie tylko uwagę inwestorów i mediów, ale także organizacji humanitarnych, grup obrony praw pracowniczych, uniwersytetów. Niesłabnącemu zachwytowi nad produktami Apple’a towarzyszą w USA pytania o to, co z tego ma amerykański robotnik – skoro iPody, iPhony i iPady montuje się w Chinach – i czy tamtejsi kooperanci traktują w miarę przyzwoicie swych pracowników? Szlachectwo zobowiązuje i Apple nie może sobie pozwolić, aby pytania te ignorować.

W końcu marca Fair Labor Association, organizacja monitorująca przestrzeganie międzynarodowych i narodowych standardów oraz prawa pracy, opublikowała raport obrazujący nagminne łamanie tych standardów w Foxconnie, gigantycznej chińskiej fabryce produkującej na potrzeby Apple’a, ale także innych międzynarodowych potentatów elektronicznych, takich jak Dell, Nokia, Motorola, Hewlett-Packard czy Sony. Z raportu, opartego na sondażu, który objął przeszło 35 tys. pracowników Foxconna, wynika, że wielu z nich pracuje ponad 60 godzin tygodniowo, czasem ponad 11 dni bez dnia przerwy. Dwie trzecie ankietowanych twierdzi, że wynagrodzenie nie starcza im na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Foxconn to handlowa nazwa tajwańskiej firmy Hon Hai Precision Industry Co. (Ltd.), największego producenta elektroniki i komponentów komputerowych na świecie. To właśnie ona przejęła od Della fabrykę w Łodzi. O Foxconnie, który dziś zatrudnia w Chinach 1,2 mln ludzi, stało się głośno, gdy dwa lata temu kilku jego pracowników w mieście Shenzhen w prowincji Guangdong w południowych Chinach popełniło samobójstwo. Foxconn zaprzeczał wówczas, by samobójstwa miały związek z pracą w firmie, choć przyznał, że z dwóch zakładów w Shenzhen, zatrudniających w sumie 400 tys. ludzi, średnio co miesiąc odchodzi 20 tys. Chwalił się, że zapewnia załodze stołówki, kliniki, bibliotekę, obiekty sportowe, a nawet porady psychologa.

Chińczykom będzie lżej

Apple jako pierwsza firma technologiczna przyłączyła się do Fair Labor Association. Gdy firmę zalała fala protestów, a przed centralą w Cupertino w Dolinie Krzemowej pojawiły się pikiety, Apple poprosił o inspekcję fabryk produkujących iPhona i iPoda. W końcu marca Apple dostał list otwarty z apelem o „zapewnienie przyzwoitych warunków pracy u wszystkich kooperantów”. Nowy prezes Timothy D. Cook wziął to sobie najwyraźniej do serca. Bardziej organizator niż wizjoner, Cook na konferencji inwestorów w San Francisco w lutym mówił o tym, że kiedyś pracował w fabryce papieru w Alabamie i hucie aluminium w Wirginii, i to bynajmniej nie na kierowniczych stanowiskach, więc wie, o co chodzi.

Steve Jobs nosił ponoć serce po lewej stronie, wściekał się, gdy dochodziły do niego wieści, że przy taśmie u azjatyckich dostawców pracują dzieci, ale nigdy sam się temu z bliska nie przyjrzał. Timothy D. Cook natomiast odwiedził w marcu fabrykę Foxconna. Po jego wizycie Foxconn przyrzekł, że do lipca 2013 r. jego pracownicy nie będą pracować więcej niż 49 godzin tygodniowo, co przewiduje ustawodawstwo chińskie. A także, że wzrost stawek godzinowych zrekompensuje robotnikom skrócenie czasu pracy. Czy skończy się znów na obietnicach poprawy, jak w przeszłości?

Optymiści podkreślają, że Apple może stać się prekursorem pozytywnych zmian z kilku powodów. Jest ogromnym odbiorcą, więc jego głos się liczy. Koszt montażu w Chinach to drobny ułamek całości kosztów produkcji: w iPhonie 4, który kosztuje w Ameryce 549 dol., praca przy montażu części, a to robi Foxconn, kosztuje zaledwie 10 dol. Zdecydowana większość kosztów produkcji przypada na precyzyjne komponenty, które są wytwarzane nie w ubogich krajach, lecz w krajach o wysokich płacach, takich jak Japonia i Południowa Korea. Gdyby płace w Foxconnie podnieść o 30 proc., przełożyłoby się to na jednoprocentowy wzrost kosztów jednostkowych całego iPhona, i to przy założeniu, że wyższe płace nie zaowocują wzrostem wydajności.

Od 2007 r. raporty roczne Apple Computers zawierają wyniki audytu dostawców. Ostatnio, nie bez presji zewnętrznej, firma poszła o krok dalej. W opublikowanym w styczniu 2012 r. raporcie rocznym Apple zamieścił listę 156 swych dostawców – wcześniej odmawiał ujawnienia ich nazw. Przypada na nich 97 proc. wszystkich wydatków firmy na zewnętrzne zakupy towarów i usług. Apple od kilku lat systematycznie monitoruje, czy firmy te spełniają określone wymogi w zakresie prawa pracy.

Lepsza bieda

Polityka potentata z Doliny Krzemowej wymaga, aby zatrudnieni w firmach kooperujących pracowali nie więcej niż 60 godzin tygodniowo – jeśli wierzyć raportom Apple’a, w lutym br. 89 proc. dostawców spełniało te kryteria. To postęp, bo audyty przeprowadzone w 2011 r. wykazały, że te same kryteria spełniane były jedynie w 38 proc. firm. W 97 proc. przypadków nie stwierdzono wśród dostawców pracy przymusowej – co brzmi na pozór wspaniale, ale oznacza, że w 3 proc. montowni takie przypadki wciąż mają miejsce.

W 2008 r. inspektorzy Apple’a natknęli się na sytuację, gdy dostawca wymagał, aby zagraniczni robotnicy oddawali swym przełożonym paszporty, co w praktyce oznaczało ich przypisanie do pracy. W tym akurat przypadku Apple mógł ostro interweniować. Często nadużycia nie są tak ewidentne.

Doniesienia o samobójstwach, pracy dzieci czy gwałceniu wymogów płacy minimalnej na tyle silnie kontrastowały z obrazem najwspanialszej marki na świecie, lidera innowacji i championa praw człowieka, że związki zawodowe, studenci i organizacje pozarządowe podniosły krzyk i wezwały Apple’a do poprawy losu ludzi, których praca przynosi firmie i jej inwestorom gigantyczne profity.

Przy okazji powrócił temat odpowiedzialności korporacji w dobie globalnego kapitalizmu. Wróciło także pytanie, czy presja zachodniego konsumenta i zachodnich rządów na zachowanie korporacji ponadnarodowych w biednych krajach przynosi więcej pożytku czy szkody. W przeszłości próby nacisku na producentów odzieży czy tenisówek, na przykład w indonezyjskich fabrykach Nike’a i Reeboka, które masowo zatrudniały dzieci, przyniosły mizerne rezultaty. Od początku powątpiewano nie tylko w ich skuteczność, ale także w ich moralny sens. Nawet stojący na lewej flance sceny politycznej Paul Krugman pisał, że tak długo, jak nie ma realistycznej alternatywy dla industrializacji opartej na niskich płacach, opozycja wobec takiej produkcji oznacza pozbawienie ludzi żyjących w przerażającym ubóstwie szansy na lepszy los. Pół wieku temu brytyjska, marksistowska ekonomistka Joan Robinson napisała, że bieda powodowana eksploatacją przez kapitalistów to nic w porównaniu z biedą wywołaną przez brak eksploatacji.

Nawet szlachetne intencje zachodnich producentów – choć o nie trudno, zważywszy zabiegi o maksymalizację zysku – lub wymuszone presją publiczną próby sanacji skandalicznych niekiedy sytuacji mają zwykle umiarkowane szanse powodzenia. W przypadku Apple’a i jego dostawców w Chinach sytuacja jest jednak nieco odmienna, a szanse na poprawę zdecydowanie większe. Apple siedzi bowiem na ogromnej górze pieniędzy i jego sukces rynkowy nie zależy od tego, czy iPad, iPhone lub iPod będzie kosztował 3 dol. mniej czy więcej. Jego marże są znacznie wyższe niż marże producentów obuwia, sukienek albo pluszowych misiów.

Jeśli Foxconn dotrzyma swych zobowiązań, może się to stać dodatkowym impulsem do poprawy warunków pracy w największej fabryce świata, jaką są Chiny. Foxconn wytwarza bowiem ponad 40 proc. produktów elektronicznych na świecie i jest największym prywatnym pracodawcą w Chinach – zatrudnia 1,2 mln ludzi.

Amerykanie nie daliby rady

Wrażliwy na krytykę swej polityki outsourcingu Apple opublikował w marcu raport, z którego wynika, że choć w Stanach zatrudnia tylko 47 tys. ludzi, to stworzył lub wspiera 514 tys. miejsc pracy w Ameryce. Wynajęci konsultanci wyliczyli, że 257 tys. ludzi pracuje w USA bezpośrednio dla Apple’a, ale firma może twierdzić, że zbudowała drugie tyle. Doszli do tego wniosku, stosując formułę, która szacuje liczbę dodatkowych miejsc pracy generowanych przez wydatki na zakup dóbr i usług.

Niewątpliwie Apple wspiera gospodarkę, ale 500 dol., jakie konsument wydaje na iPada, zapewne wydałby na coś innego, a nie trzymał w banku, więc kalkulacja wydaje się odrobinę naciągnięta. Obejmuje zresztą nie tylko kierowców ciężarówek, którzy rozwożą do nabywców produkty firmy, lecz także na przykład tych, którzy budują samoloty, którymi Apple rozsyła towar. Nie dodano do rachunku nianiek, które pilnują dzieci w Cupertino, ani kelnerów w restauracjach, gdzie załoga wpada na drinka, ale raport i tak doczekał się zarzutu, że w trosce o swą patriotyczną reputację Apple odrobinę się zagalopował. Podobne raporty pichcą inne firmy, co sprowokowało debatę na temat tego, ile w nich prawdy, a ile zwykłej propagandy.

Jeszcze całkiem niedawno Apple szczycił się tym, że wiele jego produktów powstaje w Ameryce. Ale to się radykalnie zmieniło. W czasie spotkania ze Stevem Jobsem w 2010 r. Barack Obama spytał go, co stoi na przeszkodzie, aby iPhona produkować w Ameryce? Twórca Apple’a nie szczędził krytyki nie tylko amerykańskiemu systemowi edukacji, ale także zbędnej, jego zdaniem, biurokracji, z którą, jak powiedział, nie musi się borykać w Chinach, i bez wahania dodał, że miejsca pracy, które wywędrowały z Ameryki, do Stanów, nie wrócą. Nie tylko dlatego, że zagraniczny pracownik jest tańszy, bo akurat w przypadku firm technologicznych udział pracy w całości kosztów jest stosunkowo niski. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są dla Apple’a możliwości szybkiej adaptacji chińskich fabryk do zmian na rynku i dostęp do licznej grupy wykwalifikowanych pracowników.

Gigantyczna fabryka Foxconna, gdzie montuje się iPhona, zwana potocznie Foxconn City, zatrudnia z grubsza 230 tys. ludzi. Foxconn jest w stanie zwiększyć zatrudnienie o 3 tys. ludzi z dnia na dzień. Tego nie zrobi żaden amerykański zakład produkcyjny. Blisko 300 wartowników kieruje ruchem ludzi, aby się nie zgnietli w przejściach. Centralna kuchnia serwuje dziennie trzy tony wieprzowiny i 13 ton ryżu. Fabryki są czyściutkie, choć w pobliskich herbaciarniach można się udusić dymem papierosowym.

Gdy w połowie 2007 r., po serii eksperymentów, inżynierowie Apple’a opracowali metodę cięcia wzmocnionego szkła tak, aby można było je montować jako ekran iPhona i by było ono odporne na zadrapania, pierwsze dostawy szkła dotarły do fabryk Foxconna w środku nocy. Wtedy zaczęto budzić ludzi. Zanim zaświtało, tysiące Chińczyków zaczęły montować ręcznie telefony. W ciągu trzech miesięcy Apple sprzedał milion iPhonów. To nie mogło się zdarzyć w Ameryce ani w żadnym innym kraju Zachodu.

Analitycy Apple’a szacowali, że dla nadzoru 200 tys. pracowników zatrudnionych przy produkcji iPhona potrzeba około 8700 inżynierów i ich znalezienie w USA zajęłoby 9 miesięcy. W Chinach zajęło dwa tygodnie.

Miedzy innymi dlatego produkcja iPodów, iPadów i iPhonów nie wróci do Ameryki. Niemniej Apple na serio traktuje swe pryncypia i deklaracje troszczenia się o przyzwoite standardy u zagranicznych kooperantów. Wie, że reputację trudno zbudować, a łatwo ją zniszczyć. I że buduje ją nie tylko jakość finalnego produktu.

Polityka 17-18.2012 (2856) z dnia 25.04.2012; Rynek; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Mycie jabłuszka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną