Osoby, które pożyczyły od banków franki szwajcarskie, aby kupić upragnione mieszkanie czy dom, powinny interesować się zwłaszcza sprawami zagranicznymi. Bo ich samopoczucie jest ściśle uzależnione od ważnych dla światowej gospodarki wydarzeń. W dużym uproszczeniu – im spokojniej w wielkiej polityce, tym mniejsza obawa o wysokość następnej raty kredytu.
Jeśli istnieje pieniądz w miarę bezpieczny w tych niebezpiecznych czasach, jest nim właśnie frank szwajcarski (symbol CHF). Tak przynajmniej zdają się myśleć światowi inwestorzy. Kryzys w północnej Afryce potwierdza tę opinię CHF jako najlepszej waluty w niepewnych chwilach. Sytuacja w Libii, nosząca coraz więcej cech wojny domowej i związana z nią obawa o niewystarczające wydobycie ropy naftowej, doprowadziły do wyjątkowego wydarzenia. Szwajcarski frank osiągnął najmocniejszą w swojej historii pozycję wobec dolara. Za amerykańskiego „zielonego” można dostać mniej niż 93 centymy.
A taka sytuacja oczywiście nie pozostaje bez wpływu na kurs franka do złotego. Jeszcze w pierwszej połowie lutego za szwajcarską walutę trzeba było płacić mniej niż 3 zł. Ale z powodu ostatnich wydarzeń frank znów przekroczył tę psychologiczną barierę. Polskich kredytobiorców ratuje fakt, że nasza waluta jest stosunkowo mocna wobec euro. Gdyby nie to, kurs franka do złotego także biłby rekordy.
Jak pokazują dane Związku Banków Polskich, po kryzysie udziela się już bardzo mało kredytów hipotecznych w szwajcarskiej walucie. Ale przecież jeszcze przez wiele lat spłacane będą te zaciągnięte do 2008 r. Dla tych, którzy nie zdecydują się na przewalutowanie, taka huśtawka nastrojów będzie trwała nadal. Frank pozostanie bardzo podatny na wszelkie kryzysy, a zwłaszcza na te związane z rynkiem surowców. Dla mających kredyty w szwajcarskiej walucie jest przynajmniej jedna dobra wiadomość – śledząc kursy, nie przeoczą żadnej ważnej wiadomości. Będą najlepszymi ekspertami od światowej gospodarki wśród swoich znajomych.