Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w sierpniu 1999 r.
Istnienie seksbiznesu zaakceptowaliśmy łatwiej niż likwidację kopalń. Wprawdzie pierwsza w Polsce agencja towarzyska Casanowa przed dziesięciu laty wywołała protesty i emocje, ale dziś nikogo nie szokuje sąsiedztwo takich instytucji. W kraju, gdzie do szkół powróciła religia, a 85 proc. Polaków zadeklarowało udział w spotkaniach z papieżem, właściciele agencji towarzyskich mogą wybierać w tłumie chętnych do pracy dziewczyn – uczennic, studentek, żon, matek czy panienek z importu. Polki wyjeżdżają za granicę do pracy w seksbiznesie, a zacni ojcowie rodzin są klientami tirówek. Czy jest to dowód przemian obyczajowych, czy społeczeństwo toleruje agencje, bo seks uprawiany jest tam w miarę dyskretnie? A może wolimy udawać, że nie wiemy, o co naprawdę chodzi, a ogłoszenia w rodzaju „każdą z seks–maszyn można zaprosić na jazdę próbną i zobaczyć, jak chodzi na odcinku specjalnym w pokoju z łazienką” traktujemy jako anons kolejki dziecinnej?
Ile agencji towarzyskich działa dziś w Polsce? Kilkanaście tysięcy. W stosownych wydziałach urzędów miast i gmin, gdzie rejestruje się działalność gospodarczą, brak dokładnych danych.
– Nie sporządzamy rejestrów branżowych, lecz alfabetyczne – twierdzą pracownicy. A tu pomysłowość właścicieli agencji jest wielka: biznesy funkcjonują jako night club, centrum rekreacyjne, koneser klub, intymny klub, salon masażu, sauna klub, bara bara klub, tropikana, a nawet klub biznesmena, salon towarzyski, matrymonialny czy odbudowy sił erotycznych. Bywa, że nazwy są mylące, jak w Gliwicach, gdzie zarejestrowano agencję Styks, co sugeruje raczej usługi pogrzebowe niż erotyczne. Seksmapa Polski, hit wydawniczy tego sezonu, podaje adresy 94 agencji. Na kolumnach ogłoszeniowych „Życia Warszawy” każdego dnia można znaleźć około dwustu anonsów, w „Kurierze Lubelskim” – 60, a „Wieczór Wrocławia” ma zwykle 150 ogłoszeń. Jest to jednak nadal szara liczba: po bliższej analizie okazuje się, że te same ogłoszenia trafiają do rubryki „praca”, „agencje”, „panie”, „atrakcyjna praca” lub „ogłoszenia towarzyskie”. Znawcy problemu, taksówkarze, twierdzą, że w każdej dzielnicy miasta czy miasteczka jest 4–5 agencji, a biznes ma, jak grzyby po deszczu, tendencję wzrostową, ze względu na popyt i wciąż za małe moce przerobowe instytucji.
W Internecie można dziś znaleźć setki, a może tysiące reklam agencji, panienek i panów. Nie trzeba nawet wymyślać hasła, wystarczy wpisać trzy razy x.
Eksplozja towarzyskiego biznesu nastąpiła wraz z nadejściem wolności gospodarczej. Teraz wystarczy złożyć kwestionariusz „zgłoszenie działalności gospodarczej do ewidencji”, wpisując personalia, adres, przedmiot i miejsce działalności. Tu wpisuje się właśnie salon masażu lub klub biznesmena. Choć agencja może mieć różnorodną działalność: organizacja spotkań i bankietów, opieka nad dziećmi i starcami, handel artykułami spożywczymi. – Im szersza formuła, tym lepiej, bo trudniej się przyczepić – wyjaśnia jeden z właścicieli. W urzędzie nie pytają o warunki sanitarne, kwalifikacje właściciela ani pracownic. – Z mocy przepisów nie jesteśmy zobowiązani do żadnej kontroli – wyjaśnia urzędniczka. Trzeba jeszcze dopełnić formalności w urzędzie skarbowym i można masować. – Obie strony wiedzą, że to fikcja, że chodzi o zwykły burdel – przyznają w urzędzie. Ale wnioski rejestruje się, bo prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i każdy obywatel może otworzyć biznes. A urząd ma mu to ułatwić.
Czytaj także: Politycy o agencjach towarzyskich
Masaż mlecznymi piersiami
Paradoks polega na tym, że deklarująca laickość PRL bardziej dbała o czystość moralną niż III RP. Po pierwsze, gospodarka nakazowo–rozdzielcza nie dopuszczała możliwości zakładania agencji; po drugie każdy prywaciarz był nicowany przez kontrolerów, nie udałaby się taka sztuczka, żeby pod szyldem uprawy sałaty świadczyć „masaż pełnymi mlecznymi piersiami”. Co nie oznacza, że nie było w Polsce prostytucji. Domy publiczne działały jak wszędzie, ale w podziemiu, zakamuflowane. Dziś agencję towarzyską można mieć po sąsiedzku, w bloku albo ekskluzywnym osiedlu.
Polska w 1952 r. podpisała abolicjonistyczną konwencję „w sprawie zwalczania handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji”. Nakładało to obowiązek karania każdego, kto dla zaspokojenia namiętności innej osoby:
- dostarcza, zwabia lub uprowadza w celach prostytucji inną osobę, nawet za jej zgodą,
- eksploatuje prostytucję innej osoby, nawet za jej zgodą,
- utrzymuje, prowadzi bądź świadomie finansuje dom publiczny,
- świadomie wynajmuje lub odnajmuje budynek dla celów prostytucji innych osób.
Konwencja zobowiązywała też do cofnięcia prawa lub przepisów administracyjnych, w myśl których zajmujące się prostytucją kobiety podlegają specjalnej rejestracji. Nasze prawo karze za pośrednictwo, czerpanie korzyści z nierządu przez osoby trzecie: sutenerstwo, stręczycielstwo. Sama prostytucja nie jest ani karana, ani zabroniona, o czym – jak wykazały badania – nie wie 60 proc. Polaków.
Jak mówi Mariusz Borkowski z Komendy Głównej Policji, niezbyt pilnie przestrzegaliśmy litery wspomnianej konwencji. Prostytutki były rejestrowane, posiadały – jak to nazywano w gwarze milicyjnej – karty rowerowe, często ze zdjęciem i odciskami palców. – Wiadomo było, która gdzie urzęduje, jaki ma rewir i gdzie mieszka – przypomina Borkowski. – Dziś już się tego nie robi, znajomość przepisów prawa w społeczeństwie jest większa, prostytutki wiedzą co policji wolno. Nie walczymy więc z prostytucją, lecz z przestępczością, która jest wokół niej: handlem kobietami,stręczycielstwem.
Warto przypomnieć, że agencje towarzyskie i salony masażu wcale nie są patentem rodzimych biznesmenów na obejście przepisów zakazujących czerpania korzyści z cudzego nierządu. Takich eufemizmów użyli już w latach międzywojennych amerykańscy gangsterzy w tym samym zresztą celu, bo w USA prostytucja była zakazana. Salony masażu stały się popularnym sposobem obejścia prawa; w Nowym Jorku i Kalifornii pojawiły się pierwsze agencje towarzyskie i panienki na telefon. W latach 30. gangsterzy otwierali tzw. szafy grające przy drogach, gdzie oprócz automatów do gry były też prostytutki. Także sklepy z wyrobami tytoniowymi były zwykle przykrywkami do prowadzenia przez syndykaty przestępcze domów publicznych. W prywatnych szkołach tańca instruktorki oferowały usługi seksualne. Purytańskie społeczeństwo amerykańskie łatwo zaakceptowało tę przebierankę. Jest jednak powtarzająca się przez stulecia prawidłowość (ostatecznie mówimy o najstarszym zawodzie świata): im bardziej restrykcyjne przepisy stosowano wobec przemysłu erotycznego i prostytucji, tym głębiej schodziła do podziemia, tym gruntowniej była kontrolowana przez mafię i grupy przestępcze.
Dr Elżbieta Firlit, socjolog, uważa, że dla przeciętnego Polaka pojęcie agencja towarzyska nie do końca jest czytelne i jasne. Dlatego nie budzi sprzeciwu. Innego zdania jest dr Beata Łaciak: wygodniej jest udawać, że nie wiadomo o co chodzi: – To przejaw hipokryzji społecznej. Istnieje pełna świadomość, że agencje to zakamuflowane domy publiczne, ale i równie silne przekonanie, że lepiej tego nie zmieniać. Jak czegoś nie widać, to łatwiej przejść do porządku dziennego nad zjawiskiem.
Dlatego w Polsce nie ma społecznych ani poselskich krucjat przeciwko salonom masażu, a są przeciw czasopismom pornograficznym, a nawet plakatom. Jeśli pojawi się tego rodzaju akcja, wywołuje raczej rozbawienie. Jak w gminie Krasne, gdzie proboszcz i radni nie mogąc pozbyć się agencji towarzyskiej, postanowili wykupić jej siedzibę. Albo jak w Bochni, gdzie rajcy podjęli uchwałę zakazującą prowadzenia na terenie miasta agencji towarzyskich w promieniu 6 km od siedziby organów gminy. Czy w Gniewkowie, gdzie radni okazali się bezradni wobec tirówek i ich sutenerów, choć o problemie radzili przez cały dzień na specjalnie zwołanej sesji.
W Sejmie obecnej kadencji tylko jeden poseł wystąpił z interpelacją w sprawie agencji towarzyskich. Odpowiadając mu minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Tomaszewski przyznał, że „rejestrując agencje w zakresie świadczonych usług nie wymienia się usług seksualnych, choć ogólnie wiadomo, że są to zakamuflowane domy publiczne. Właściciele zabezpieczają się przed odpowiedzialnością karną zapisem w umowie o pracę, że zatrudnionej kobiecie nie wolno utrzymywać kontaktów seksualnych pod groźbą natychmiastowego zerwania umowy lub wręcz tworzą regulaminy funkcjonowania agencji towarzyskiej”. Minister przyznał również, że w świetle obowiązujących przepisów policja jest bezradna.
Czytaj także: W Holandii prostytucja jest legalna pod warunkiem, że jest dobrowolna
Poza kontrolą
Naruszenie przepisów, działalność niezgodną z urzędowym zezwoleniem trzeba udowodnić. Tymczasem nikomu nie zależy na ujawnieniu prawdziwej działalności agencji: ani klientowi, ani pracownicy. Ustawodawca od lat nie umie sobie poradzić z problemem. Policja i prokurator wkraczają dopiero wtedy, gdy w agencji dochodzi do dramatu: zabójstwa, gwałtu, znęcania się nad pracownicami, kradzieży lub gdy donos złoży konkurencja. Rzadziej w przypadku awantur. Sąsiedzi jednej z agencji towarzyskich w centrum Warszawy od dwóch lat walczą z kłopotliwym sąsiedztwem:
– Krzyki, zdewastowana klatka schodowa, pijani klienci spacerujący przez całą dobę to codzienność – skarżą się. Telefony na policję i pisma do administracji nie skutkują. – Ten burdel ma wszędzie znajomości, podejrzewamy, że agencja płaci łapówki, że ma kontakty z mafią pruszkowską – mówią lokatorzy. W takim przekonaniu utwierdza ich fakt, że właściciel ma w pobliżu jeszcze dwie agencje.
Taka jest zasada w tym biznesie: właścicielami są ludzie, którzy wiedzą, że to łatwy sposób zarobku, poza kontrolą fiskusa. Zazwyczaj tworzą sieć agencji w dużych miastach i na prowincji. Czasem w biznesie pracują całe rodziny, żony i córki, czasem ojcowie rodzin zakładają biznes z dala od miejsca zamieszkania. Często właścicielami są taksówkarze, którzy zamiast dowozić klientów postanowili wejść do biznesu, lub byłe prostytutki. Na ogół w interesie obracają się ci sami ludzie, a agencje rejestrują na podstawione osoby. – Znamy ich, mają już na koncie kolizje z prawem, przemyt, kradzieże samochodów – mówią policjanci. Jak właściciel agencji w Krasnem, podejrzany o udział w fałszowaniu dokumentów samochodowych i nielegalne posiadanie broni gazowej. Również dziewczyny są objazdowe, żeby się nie znudziły klientom. Z Warszawy przerzuca się je do Częstochowy, z Poznania do Gdańska. Policjanci i prokuratorzy przyznają, że walka z procederem jest trudna także z powodu społecznej dezaprobaty wobec policyjnych działań. Ludzie zwykle mówią, że lepsze agencje niż dziwki w knajpach czy na ulicy. Wolą, aby policja zajęła się ściganiem groźniejszych przestępców.
Jerzy Maćkowiak, szef Prokuratury Rejonowej w Lesznie, uważa, że nikt nie jest zainteresowany zlikwidowaniem agencji towarzyskich, choć powszechnie wiadomo, że działają z naruszeniem prawa. – Wszystko jest usankcjonowane przez państwo. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek przyszło odgórne zalecenie skontrolowania agencji. Nikt nigdy się tym nie interesował, nawet ZChN – powiada. Prokuratura w Lesznie w 1996 r., jako jedna z pierwszych w kraju, sporządziła akt oskarżenia przeciwko właścicielom agencji. Powołano biegłego seksuologa. Użyto dość karkołomnej interpretacji, że zaspokojenie popędu płciowego poprzez masaż francuski jest także nierządem. A właśnie takie usługi miały w swym menu agencje. Co prowadziło do konstatacji, że właściciele czerpali zyski z nierządu osób trzecich. Sprawy zakończyły się w sądzie wyrokiem niskim, rok w zawieszeniu plus grzywna. Nie można było orzec zakazu prowadzenia działalności jako kary dodatkowej, bo ustawodawca tego nie przewidział: zakaz prowadzenia agencji Sara spowodowałby otwarcie agencji Róża. Co prawda nowy kodeks karny przewiduje karę – zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, ale raczej nie słychać, żeby korzystano z takiej możliwości. W Ministerstwie Sprawiedliwości nie ma informacji, iloma właścicielami agencji zainteresował się skutecznie wymiar sprawiedliwości.
Sprawa wciąż pozostaje moralnie dwuznaczna: właściciele agencji płacą podatki, a to oznacza, że nie tylko oni, ale również państwo czerpie dochody z nierządu. Jak podkreśla prokurator Maćkowiak, wokół tego biznesu zawsze krążyły duże pieniądze: przeciętnie pracownica agencji zarabia 10, a nawet 15 tys. zł miesięcznie (choć bywa, że znacznie więcej, zwłaszcza w ekskluzywnych agencjach w dużych miastach). Dwie trzecie zgarnia właściciel. Czasem, jeśli klient jest zadowolony, można się dogadać, że będzie pół na pół. Choć trzeba również przyznać, że jest to jeden z nielicznych biznesów, gdzie cena usług nie wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat.
Pretty women
– Jestem na zasiłku, chciałam dorobić. A tu pieniądze przychodzą łatwo – wyjaśnia jedna z dziewczyn zatrudnionych w agencji. – Szef nie krył, że praca polega na świadczeniu usług seksualnych, odbywaniu stosunków i uprawianiu miłości francuskiej. Że żadnych zdrowotnych masaży nie wykonujemy – przyznaje inna. – Szef powiedział: dasz klientowi dupy, ale ja nic o tym nie wiem. I dodał: tylko używaj prezerwatyw – wyznaje kolejna. Jeszcze inna dziewczyna mówi, że jest niepełnoletnia, więc musiała przedstawić właścicielowi zgodę rodziców. W domu powiedziała, że opiekuje się dziećmi. Pytana o zawód, odpowiada, że jest damą do towarzystwa. Jako dama pracowała tylko raz i już nie będzie, bo to się nie opłaca: cały wieczór za 150 zł plus kolacja (klient, starszy pan chciał się pokazać z ładną dziewczyną). – W tym czasie można zrobić trzy numerki, trzy razy tyle zarobić – opowiada bez zbytniej żenady.
Z sondaży przeprowadzonych przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że 25 proc. respondentek zdecydowałaby się na podjęcie nielegalnej pracy, na przykład prostytucji za granicą. Choć równocześnie 95 proc. wie, że ogłoszeniom proponującym atrakcyjną pracę na Zachodzie nie można wierzyć, a 93 proc. słyszało o nielegalnym handlu kobietami pod pretekstem dobrze płatnej pracy. Wierzą jednak, że im się uda, może nawet spotkają księcia z bajki i ułożą sobie życie. Stana Buchowska, koordynator polskiego programu w Fundacji La Strada uważa, że mówiąc o problemie seksbiznesu miesza się dwa pojęcia: podnosi się aspekt moralny, a nie mówi o przyczynach ekonomicznych i socjalnych, które pchają dziewczyny do pracy w agencjach, w Polsce i na Zachodzie. Tymczasem właśnie kobiety dotknięte zostały szczególnie skutkami transformacji: głównie bezrobociem. Nie ma też dla nich legalnych kontraktów na pracę za granicą, jakie otrzymują mężczyźni. Dziewczyny podejmujące pracę w agencjach to często nie są te młode, naiwne, z prowincji, lecz zdeterminowane kobiety, które chcą zarobić za wszelką cenę, poprawić swój status ekonomiczny. Zdaniem Buchowskiej prostytucji nie można zwalczać, można tylko stosować profilaktykę.
– Prostytucja nie jest w Polsce zakazana, ale też nie jest legalna, ujawniona, nazwana – podkreśla Buchowska. – Restrykcyjne przepisy dotyczące agencji towarzyskich tylko pogorszą sytuację kobiet. Coraz silniej uzależnią je od sutenerów, zepchną do podziemia, zmuszą do kamuflażu.
Okazuje się, że konwencja o zwalczaniu handlu kobietami po blisko pół wieku od podpisania już nie przystaje do rzeczywistości wielu krajów. Pojawiły się zjawiska nieznane wcześniej na taką skalę, na przykład właśnie zorganizowany handel kobietami czy dziećmi. Z danych policji wynika, że w Polsce 10 tys. kobiet rocznie jest sprzedawanych na Zachód do pracy w domach publicznych, a 10–15 tys. cudzoziemek – Ukrainek, Białorusinek, Rosjanek – trudni się u nas prostytucją. 1000–1200 to Bułgarki pochodzące z tureckiej mniejszości, pracujące na szosach, czyli tirówki. Również z tym zjawiskiem policja nie potrafi się uporać: tirówek nie można karać za prostytucję, jedynie za nielegalny pobyt, brak meldunku czy utrudnianie ruchu drogowego. W ONZ trwają obecnie prace nad nową konwencją o zwalczaniu prostytucji zorganizowanej, do której suplementem jest protokół o handlu ludźmi.
Czytaj także: Niemcy – „w znacznym stopniu zawód”
Trzeba dwojga
Buchowska zastanawia się, co naprawdę dzieje się w polskich rodzinach, skoro w przygranicznych województwach kwitnie prostytucja weekendowa. Chętni – dziewczęta i chłopcy – werbowani są w szkołach. Większość wyjazdów odbywa się za wiedzą i zgodą rodziców. W wielu rodzinach są to jedyne pieniądze na życie. – Jeśli nie byłoby szacownych ojców rodzin, gotowych płacić za usługę, nie byłoby całego ogromnego seksbiznesu – zwraca uwagę na pomijaną często stronę zjawiska.
– Do tanga trzeba dwojga – mówi Wanda Nowicka z Federacji na Rzecz Kobiet. – Obwinianie kobiet jest czystą hipokryzją: one nie są przyczyną, lecz skutkiem. Gdyby nie było chętnych mężczyzn, nie byłoby pewnie najstarszego zawodu świata. Ale popyt kształtuje podaż. Ten popyt wciąż rośnie.
Zdają się temu przeczyć badania i sondaże. Według Światowego Raportu Durexa, Polacy późno rozpoczynają kontakty seksualne, później niż Amerykanie, Anglicy czy Kanadyjczycy. Przyznają się zaledwie do 109 stosunków w roku, trwających średnio 14,5 min (w USA 139, Francja 141, Rosja 131). Zaledwie 28 proc. przyznaje się do utrzymywania kontaktów z więcej niż jedną partnerką równocześnie (Amerykanie – 50 proc., Rosjanie – 43 proc., Anglicy–42 proc.). Socjolog Elżbieta Firlich twierdzi, że sondaże nie potrafią uchwycić skomplikowanej struktury zjawiska korzystania z płatnej miłości, jedynie go dotykają. Na pytanie o korzystanie z usług agencji towarzyskiej, na ogół nikt nie odpowie prawdy. Katarzyna M. Straszyńska, szefowa Agencji Informacyjnej CASE, mówi, że badania na tematy związane z erotyką przeprowadzane są sporadycznie, z braku zamówień. Potencjalni zainteresowani, właściciele agencji towarzyskich, z przyczyn oczywistych ich nie zamawiają. Instytucje państwowe traktują rynek usług erotycznych marginalnie i też nie zamawiają badań. A jeśli nawet w ankiecie stawia się takie pytanie, to respondenci wstydzą się na nie odpowiedzieć. Sporadycznie przyznają się do kontaktów z prostytutkami.
– Jak to jest, że polscy mężczyźni, którzy deklarują religijność, tak licznie uczęszczają do agencji towarzyskich – zastanawia się Elżbieta Firlich. Jej zdaniem katolicyzm jest u nas wartością odświętną.
Zdaniem dr. Wiesława Czernikiewicza z Zakładu Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich, społeczeństwo generalnie zaakceptowało fakt istnienia agencji towarzyskich. Korzystanie z ich usług ma dziś mniejszy posmak sensacji niż na przykład romans. Istnienie agencji akceptuje też znaczny odsetek kobiet, uważając je za instytucje potrzebne, a równocześnie mniej niebezpieczne niż instytucja przyjaciółki. Dr Czernikiewicz widzi kilka przyczyn szerokiego korzystania z agencji i salonów masażu: mężczyźni mają poczucie, że jeśli płacą za seks, to mogą wymagać. Inaczej niż w małżeństwie, gdzie często postawa partnerki wobec seksu jest tradycyjna. Do nawiązania takich kontaktów motywuje potrzeba rozładowania popędu, gdy żona wymawia się bólem głowy czy katarem, oraz chęć sprawdzenia siebie. Klientami często są mężczyźni, którzy nie potrafią znaleźć partnerki. Ale także jest to skutek poszerzenia się klasy średniej: coraz większą liczbę mężczyzn stać na zapłacenie za usługę. Oczywiście jest to również swego rodzaju moda.
Jak twierdzi jeden z taksówkarzy, do agencji wozi różnych klientów. Pewnych siebie yuppies, zamożnych biznesmenów lub przeciętniaków po wypłacie. Wanda Nowicka z Federacji na Rzecz Kobiet przypomina, że na międzynarodowych forach kobiecych trwa dyskusja, co zrobić z prostytucją i jej przejawami: tępić jako zło moralne, czy uznać za zawód, do którego kobiety mają prawo. – Coraz rzadziej mówi się o potępieniu moralnym. Przeważa pogląd, że problemu nie zwalczy się przez zakazy. Kiedy w Szwecji zaczęto karać za korzystanie z usług pań, polskim prostytutkom natychmiast przybyło klientów. Zdaniem Nowickiej nie jest to już jednak problem numer 1. Większą uwagę zwraca się na sprawy handlu kobietami lub szukanie przyczyn zjawiska prostytucji, która jest uważana za przejaw nierówności społecznej.
Czytaj także: Magdalena Środa i ojciec Dezyderiusz Pol o tym, czy moralne jest korzystanie z agencji towarzyskich
Fiskus w salonie
Agencje towarzyskie rozliczają się z fiskusem na podstawie księgi przychodów i rozchodów. Właściciele płacą podatki od dochodów osobistych według normalnych zasad, wspinając się po kolejnych szczeblach, poczynając od 19 proc.
Prowadząc księgę przychodów i rozchodów mają prawo odliczyć sobie koszty poniesione w związku z prowadzoną działalnością. Mogą to być: wynajem lokalu, gdzie świadczone są towarzyskie usługi, koszty wyposażenia (foteli, firanek, lamp), środków czystości.
Agencje płacą VAT dopiero po osiągnięciu 80 tys. zł obrotów rocznie (obowiązuje je stawka 22 proc.), ale bardzo niewiele przyznaje się do takich obrotów, generalnie przynoszą straty. Poniżej tego poziomu mogą się decydować na płacenie VAT, ale nie muszą. Byłoby to istotne w wypadku tych klientów, którzy życzyliby sobie za agencyjną usługę rachunku z VAT–em, ale takie przypadki raczej się nie zdarzają. Wrocławskie agencje towarzyskie deklarują skromny przychód, a jeszcze niższy dochód, rzędu kilku, kilkunastu tysięcy rocznie. Generalnie – jak twierdzą – nic im się nie opłaca, ale jak dotąd urzędy skarbowe nie kontrolowały żadnej agencji, przyjmując ich deklaracje „na wiarę”. A ministerstwo nie wydało jeszcze polecenia kontrolowania konkretnie agencji.
OBOP bada rzadko
W grudniu 1994 r. prowadzono badania prezentujące stosunek Polaków do zjawiska prostytucji i projektu legalizacji domów publicznych. Aż 72 proc. respondentów potępia prostytucję w każdej formie, tylko 6 proc. uważa ją za nieszkodliwą społecznie. Przeciw domom publicznym, funkcjonującym jako luksusowe agencje towarzyskie, opowiada się 60 proc. społeczeństwa, głównie osoby bardzo młode (do 19 l.) i starsze (powyżej 60 l.) kobiety o podstawowym wykształceniu i niesprecyzowanych poglądach politycznych. Zwolennikami domów rozkoszy są sami zainteresowani – mężczyźni, mieszkańcy wielkich miast. Wśród popierających domy publiczne najliczniejsza grupa to panowie w wieku od 30 do 39 lat, zaliczani do inteligencji pracującej, głównie prywatni przedsiębiorcy i pracownicy umysłowi o poglądach lewicowych.
Unia o prostytucji
Prawo dotyczące prostytucji nie zostało zunifikowane i jest kwestią wyboru każdego z państw członkowskich Unii Europejskiej.
Do tej pory przygotowano jedynie projekt ustawy regulującej sprawę prostytucji i handlu kobietami, nazywany Joint Action. Sugeruje wprowadzenie zakazu prostytucji i współpracę międzynarodową w zwalczaniu „handlu żywym towarem”.
Współpraca Magdalena Michalska