Edwin Bendyk: – Czy ekonomia ma przyszłość? Kryzys trwa, a w jego trakcie wielokrotnie pojawiały się zarzuty wobec ekonomistów, że zawiedli, bo ich opis gospodarki okazał się błędny.
Jakub Growiec: – Owszem, pojawiły się głosy o kompromitacji makroekonomii. Nie sądzę jednak, byśmy musieli wyrzucić stare podręczniki. Problem polegał na tym, że do początku kryzysu ekonomiści zajmujący się teoriami cyklu koniunkturalnego w sposób zbyt uproszczony analizowali sektor finansowy. Zakładali, że nie ma on dużego wpływu na fluktuacje gospodarcze. Okazało się inaczej, co nie oznacza fiaska makroekonomii, tylko konieczność uzupełnienia modeli o informacje, jakie ujawnił kryzys. W pewnej mierze zostało to już zrobione. Być może dla najbardziej pryncypialnych krytyków postęp ten wyda się niewystarczający, ale pokazuje on, że mimo przejściowych niepowodzeń makroekonomia wciąż się rozwija.
Skoro narzędzia, jakimi posługują się ekonomiści, nie są takie złe, to może problem leży w stosowanych miarach i wskaźnikach? Na przykład PKB – produkt krajowy brutto. Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy zaprosił grupę ekonomistów, w tym laureatów Nagrody Nobla Josepha Stiglitza i Amartyę Sena, by zaproponowali lepszą miarę poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego.
Dla mnie PKB ciągle jest najlepszym sposobem mierzenia wielkości tego, co wytwarza gospodarka. Choć mogę wymienić całą listę klasycznych zarzutów wobec tego wskaźnika. PKB nie mierzy na przykład wartości przysług wyświadczanych bezpośrednio, na zasadzie przyjacielskiej czy w rodzinie. Gdyby tę samą przysługę, np. posprzątanie mieszkania czy naprawę roweru, kupić w formie usługi na rynku, jej wartość znalazłaby odzwierciedlenie w PKB. Inne zarzuty odnoszą się do szarej strefy i nielegalnych form działalności gospodarczej, które także są pomijane w statystyce PKB.