Nauka

Sieciaki

Fot. *ejk*, Flickr, CC by SA Fot. *ejk*, Flickr, CC by SA
Nasze dzieci, pokolenie Internetu, to istoty z innej planety. Właśnie dorosły i sięgają po władzę.
Zapalnikiem zazwyczaj jest gniew. Tak jak w Korei Południowej latem ub.r. Lee Myung-bak, nowy proamerykański prezydent, postanowił wznowić import wołowiny ze Stanów Zjednoczonych. Urzędnicy stwierdzili, że jest już bezpieczna, a amerykańskie stada są wolne od choroby wściekłych krów. Koreańczycy nie uwierzyli i organizując się przez Internet tłumnie wylegli na ulice Seulu. Tygodnie wielotysięcznych demonstracji, setki rannych. Każdy ruch policji monitorowali reporterzy-amatorzy, nadając filmowe komunikaty za pomocą podłączonych do Internetu telefonów komórkowych.

Podobnie dwa lata wcześniej wylegli na ulice Paryża młodzi Francuzi. Nie uwierzyli rządowi, że nowa ustawa o pierwszym zatrudnieniu, zezwalająca na łatwiejsze zwalnianie z pracy, zmniejszy bezrobocie wśród młodzieży. Gdy premier ogłaszał szczegóły nowego prawa w telewizji, młodzi prowadzili gorącą debatę na 28 tys. blogów. A potem oderwali się od komputerów i pokazali, że dysponują zupełnie realną siłą. Ponadmilionowe manifestacje zmusiły władze do rezygnacji z legislacyjnych pomysłów.

To jednak nie tylko gniew mobilizuje do działania. Przekonał się o tym Bono w Chorzowie, gdzie koncertował 5 lipca 2005 r. Gdy irlandzki artysta zaczął śpiewać „New Year Day”, piosenkę napisaną w geście solidarności z Polakami po wprowadzeniu stanu wojennego, tłum widzów utworzył gigantyczną biało-czerwoną flagę, która przykryła chorzowski stadion. Bono niejedno już widział, tym razem jednak oniemiał. Inicjatorem akcji koordynowanej przez Internet był Zbych, fan zespołu U2. Na tym nie koniec, bo później zbiorowym wysiłkiem powstała koncertowa płyta wideo, zmontowana z fragmentów nagrań koncertu nadsyłanych przez internautów.

Polityka 2.2009 (2687) z dnia 10.01.2009; Nauka; s. 66
Reklama