Daleko od państwa
„Nie mów mi, co robić!”, czyli współczesna postać anarchizmu według Jamesa C. Scotta
Wielu uważało go za radykalnego anarchistę i przeciwnika instytucji państwa. Nie był ani jednym, ani drugim. Anarchizm traktował jako siłę twórczą, nie destrukcyjną. A sceptycyzm wobec państwa łączył z głęboką wiarą w to, że w dzisiejszych czasach jest ono kluczem do dobrobytu i wolności obywateli. Przewrotny stosunek Jamesa C. Scotta do wszelkich etykietek najlepiej ilustruje zdjęcie, jakie umieścił w swojej najbardziej chyba osobistej książce „Two Cheers for Anarchism” (Dwa toasty za anarchizm): napis na murze „Szerzmy anarchię” przekreślony sprejem i opatrzony dopiskiem: „Nie mów mi, co robić!”.
Ekonomia chłopa
Urodził się w 1936 r. w New Jersey w rodzinie kwakierskiej, co – jak sam później przyznał – miało wpływ na wybór drogi naukowej. Na wskroś demokratyczne wspólnoty, w których nie istniały hierarchie starszeństwa, wydały na świat wielu obdżektorów podczas drugiej wojny światowej. Scott dorastał z myślą, że można być w mniejszości i pozostać wiernym sobie.
Dzięki stypendium dostał się na prestiżowy Uniwersytet Yale. I choć wybrał politologię, a następnie obronił z niej doktorat, ta pogrążona w teoretycznych dyskusjach dziedzina szybko go znudziła. Później porównywał ją do średniowiecznej scholastyki. To, co naprawdę fascynowało Jamesa C. Scotta, rozgrywało się na obrzeżach głównego nurtu ówczesnych nauk społecznych i świata w ogóle. Były nimi wszelkie podskórne nurty i ideologie, które nadawały bieg zdarzeniom w Trzecim Świecie, a których świat uważający się za „pierwszy” nawet nie chciał rozumieć.
Politycznie dojrzewał w latach 60., kiedy na fali dekolonizacji politycy formułowali wzniosłe projekty polityczne: Kwame Nkrumah z Ghany snuł wizję Stanów Zjednoczonych Afryki, Gamal Abdel Naser z Egiptu mówił o zjednoczeniu świata arabskiego.