Kciukiem po nerwach
Kciukiem po nerwach. Dlaczego scrollowanie tak uzależnia i jak to błędne koło zatrzymać
Scrollowanie, czyli przewijanie treści widocznych na ekranie (zwykle smartfona) to termin, który odnosi się przede wszystkim do social mediów. Jeśli trwa bardzo długo, prowadzi do zaniedbania innych sfer życia, odbywa się w sposób tylko pozornie satysfakcjonujący użytkownika lub skutkuje przeglądaniem treści, których wcale się nie szukało, to nazywa się patologicznym scrollowaniem – czasem również zombie scrollingiem lub doomscrollingiem (ang. doom – zatracenie). To ostatnie oznacza skłonność do szukania i przyswajania nacechowanych negatywnie treści albo kompulsywne i bezrefleksyjne przeglądanie nagrań, wpisów oraz innych krótkich, nieangażujących materiałów cyfrowych. Użytkownik trafia w końcu w obszary sieci zwane kolokwialnie „końcem internetu”. Jego układ nerwowy jest zmęczony i przebodźcowany.
Skoro jednak patologiczne scrollowanie nie przynosi mózgowi korzyści, to dlaczego się od tej czynności uzależniamy?
Scrollowanie a ewolucja
Istnieją przynajmniej trzy szlaki nerwowe, które adaptują się do częstego korzystania ze smartfona – wynika z prac poświęconych neurologii, opublikowanych w ostatnich latach. Ich nazwy to: szlak mezolimbiczny, mezokortykalny i nigrostriatalny. Wszystkie one są ścieżkami dopaminergicznymi, czyli przekazującymi do poszczególnych rejonów mózgu pobudzenie zarządzane przez dopaminę.
Neuroprzekaźnik ten jest kojarzony z przyjemnością, ale takie rozumienie jego działania jest zbyt uproszczone – wykazano już w 2005 r. na łamach „Nature”. W rzeczywistości transmiter ten odpowiada za bardzo złożone reakcje, a jego właściwości zależą w dużej mierze od lokalizacji, w której jest uwalniany. Może zarówno regulować wydzielanie hormonów, odpowiadać za koordynację ruchową i napęd motoryczny, jak i zarządzać wyższymi czynnościami psychicznymi.