Na froncie przyrody
Jak przekonać do zmian myśliwych, drwali, leśników. Mówi „Polityce” główny konserwator przyrody
JĘDRZEJ WINIECKI: – W związku z powodzią rząd przypuścił szarżę na bobry, z której się szybciutko wycofał. Polska pomaga jednak rozluźniać ochronę wilków w Unii Europejskiej. Znów będzie się na nie polować?
MIKOŁAJ DOROŻAŁA: – Mimo że nasze ministerstwo rekomendowało poparcie Nature Restoration Law, rząd zdecydował, że Polska zagłosuje przeciw. Tak bywa. Chcę jednak uspokoić: wilk jest – i wierzę, że będzie – mocno u nas chroniony. Czy mówimy o nich, czy o bobrach, chciałbym, żeby decydujący głos mieli eksperci. Mamy Państwową Radę Ochrony Przyrody – wybitnych specjalistów o światowych dokonaniach. Usłyszmy, co mają do powiedzenia. Dowiemy się na przykład, że wały przeciwpowodziowe są rozkopywane głównie przez lisy i borsuki. Korytarze do komory gniazdowej bobra muszą być pod wodą, a dobrze zbudowany wał znajduje się w pewnym oddaleniu od rzeki, tym samym nie jest celem dla tego zwierzęcia. Inne możemy łatwo zabezpieczyć stalową siatką. Nie wybijemy przecież wszystkich zwierząt, które mogą kopać, ryć, tworzyć nory.
Myśliwi twierdzą, że wytoczył im pan wojnę i dąży do likwidacji łowiectwa. Hobbistów trzeba zastąpić służbą, która będzie strzelała w imieniu państwa?
Proszę, nie nazywajmy łowiectwa hobby, bo to nie jest zbieranie znaczków. Nikt myśliwym nie wytacza wojny, czego o nich nie można powiedzieć. Właśnie zobaczyłem ich kampanię ze swoją twarzą na celowniku. Tak powinien wyglądać dialog? Tworząc zespół ds. myślistwa, stawialiśmy na porozumienie różnych stron. Bo z jednej są ekolodzy, z drugiej myśliwi, a my jesteśmy gdzieś pomiędzy. Droga do kompromisu jest trudna, bo myśliwi powtarzają jak mantrę: „żeby było tak, jak było”. Tyle że wiele się zmieniło. Zwierzęta zostały upodmiotowione.