Nauka

Groźny genueński Boris: przez niego tak mocno pada. Co nas czeka? Taki żywioł to nie żarty

Lublin, 12 września 2024 r. Lublin, 12 września 2024 r. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Ostrzeżenia dla czterech województw, obrona terytorialna w gotowości. Czy to nie przesada? Nie. Niemal każda powódź w Europie Środkowej to skutek niżu znad Zatoki Genueńskiej.

Od kilku dni mogą Państwo przeczytać, że nad Polskę zmierza genueński niż. To zjawisko dobrze znane. Jak skwapliwie odnotował niemiecki meteorolog Wilhelm Van Bebber pod koniec XIX w., ośrodki niskiego ciśnienia poruszają się zwykle nad Europą jednym z pięciu szlaków.

Szlak numer Vb biegnie znad Zatoki Genueńskiej – stąd nazwa takich niżów – nad niziną rzeki Pad, niziną Panońską, Czechami i południowo-zachodnią Polską.

Ciepłe wody Zatoki Genueńskiej sprawiają, że powietrze w takim niżu niesie znaczącą ilość wilgoci. Opady, które przynoszą niże genueńskie, są kilkudniowe i bardzo ulewne.

Czytaj też: Gdzie jest burza i dlaczego jest tak sucho, skoro tak leje

Genueńskie niże sprowadzają powodzie

Dość powiedzieć, że niemal każda powódź w naszej części kontynentu była wywołana przez takie niże. Niż genueński sprowadził ulewne opady i powodzie w 2014 i 2010 r. Nie inaczej było z tragiczną w skutkach powodzią w lipcu 1997 r.

Niż genueński – choć tak go wtedy powszechnie nie nazywano – nadciągnął nad południe Polski 3 lipca i przyniósł ulewne deszcze. 6 i 7 lipca w zlewni Nysy Kłodzkiej i górnej Odry wody osiągnęły stany alarmowe. Nikt nie przypuszczał wtedy, że deszcz będzie padał dalej.

10 lipca 1997 r. Odra zalała lewobrzeżne Opole, dwa dni później dużą część Wrocławia. Zginęło 56 osób, a straty wywołane przez powódź szacowano na 3,5 mld dol.

Pół roku deszczu w tydzień

W lipcu 1997 r. w wielu miejscach w ciągu kilku dni spadło tyle deszczu, ile zwykle pada przez dwa, trzy miesiące. W niektórych miejscowościach tyle, ile pada przez pół roku.

Na czeskiej stacji Lysá Hora (Łysa Góra) w Beskidach Morawsko-Śląskich spadło od rana 4 lipca do rana 9 lipca 586 mm deszczu. Dla porównania: w Opolu spada przeciętnie 760 mm w rok.

Prognozy były wtedy znane meteorologom. Tyle że mniejsza była świadomość zagrożeń związanych z gwałtownymi zjawiskami. Zaś samorządy i służby te prognozy pogody głównie ignorowały.

Kwestią otwartą jest, czy można je winić. Były to czasy, gdy słowa „globalne ocieplenie” i „zmiany klimatu” nie przechodziły politykom przez gardła. Dużo mniejsza była też powszechna wiedza o pogodzie i zagrożeniach – internet w Polsce dopiero raczkował, o alertach rozsyłanych na komórki nawet nie śniono.

Czytaj też: Szklana kula wciąż zamglona. Trudne dzieje prognozy pogody

Lepiej przygotowani na powódź. I słusznie

Jest jeden pozytywny skutek zmian klimatu – chętniej czytamy o pogodzie, więcej też o niej wiemy. Dzięki temu ostrzeżenia o nadciągającym niżu genueńskim nie trafiają w próżnię.

Służby i samorządy postawiono w stan gotowości, mieszkańcom wydawane są worki z piaskiem. W Kłodzku i Wrocławiu opróżniono zbiorniki retencyjne, odwołano imprezy masowe. Do walki z żywiołem przygotowują się żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) i wojsk lądowych.

Synoptycy proszą mieszkańców zagrożonych obszarów, by współpracowali ze służbami, słuchali komunikatów i stosowali się do zaleceń. Jeśli pojawi się komunikat o ewakuacji, proszę go nie ignorować – apelował synoptyk IMGW.

Słusznie. Na Dolnym Śląsku w ciągu kilku dni może spaść od 100 do 350 mm deszczu. Tyle spada średnio przez pół roku. Najsilniejsze opady spodziewane są od piątku do niedzieli.

Wojewoda dolnośląski w czwartek zalecił mieszkańcom, żeby zaopatrzyli się na wszelki wypadek w zapasy żywność, latarki i radio na baterie. Zapewnił, że zbiorniki przeciwpożarowe są przygotowane na przybór wód i ewentualny nadwyżki spływające ze zbiorników po stronie Czech. Jak twierdzi, powódź na dużą skalę nam nie grozi, „co nie wyklucza lokalnych podtopień”.

Czytaj też: Wisła wyschła i płynie wąską strugą. Nie szkodzi, że pada deszcz. Susza w Polsce jest faktem

Basen wody na hektar

Milimetr deszczu to litr wylany na metr kwadratowy. Czyli spodziewać można się wanny wody na każdy metr kwadratowy terenu.

Przy 350-mm deszczu na każdy metr kwadratowy spada 350 litrów wody. Na hektar spada jej 3,5 mln litrów – tyle mieści olimpijski basen. Taka ilość wody nie ma szans wsiąknąć w ziemię.

Tam, gdzie nie może swobodnie się szeroko rozlać: w dolinach rzek, nisko położonych ulicach, obniżeniach tuneli – może spowodować powódź błyskawiczną. Czyli to, że wody przybędzie w ciągu kilku minut, a jej nurt będzie silny.

Taki nurt to nie żarty. Nawet jeśli sięga ledwie ponad kostki, może przewrócić człowieka. Nieco ponad pół metra – porwać samochód.

Czytaj też: Krótkie upały, burze, ochłodzenia. Jak śledzić burze?

Na wschodzie bez zmian: susza

Dobrze, że tym razem jesteśmy czujni i przygotowani. I oby tak było z każdym ewentualnym zagrożeniem.

Ostrzeżenia dotyczą południa kraju: Dolnego i Górnego Śląska oraz Małopolski. Mniej deszczu spodziewane jest w Wielkopolsce. Temperatura może spaść poniżej 15, nawet do 10 st. C. W Karkonoszach może spaść śnieg.

Niż, zgodnie ze szlakiem Vb, wędrować będzie na północ. Od naturalnej wędrówki niżów na wschód powstrzymuje go nadal silny wyż znad Rosji.

Deszcze nie dotrą więc do centrum i na wschód kraju – tam nadal będzie panować susza. W centrum będzie powyżej 20, na południowym wschodzie nawet 25 st.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną