Nauka

Pan minister chce, żeby PAN był poddany jego panowaniu

Polska Akademia Nauk Polska Akademia Nauk Arkadiusz Ziółek / East News
Im bardziej wzrasta biurokracja, tym więcej planowania i sprawozdawczości. I tym większe ryzyko uzależnienia badań naukowych od władz. Czy o to chodzi ministrom Wieczorkowi i Gduli?

Niniejszy felieton poświęcony jest projektowi nowelizacji ustawy o Polskiej Akademii Nauk przedstawionym przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Rzecz składa się z przystawki, dania głównego i deseru.

Przystawka. Akademia Kopernikańska

Pierwsza część odnosi się do utworzenia Akademii Kopernikańskiej (AK). Stało się to w 2022 r. w dobrozmiennym sosie własnym ówczesnej władzy. PAN jej najwyraźniej przeszkadzał – co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, zarówno członkowie korporacji, jak i pracownicy instytutów badawczych na ogół nie solidaryzowali się z polityką PiS, a po drugie, naukowcy popierający to ugrupowanie nie mieli większych szans na stanie się akademikami, tj. członkami PAN (jako korporacji), nie tyle z uwagi na poglądy polityczne, ile z powodu raczej miernych osiągnięć. Tak wykoncypowano powołanie nowej akademii. Pierwszy skład ustalił p. Duda, a dalszych członków, z wyjątkiem laureatów Nagród Kopernikańskich, ma powoływać prezydent na wniosek Zgromadzenia Ogólnego. Warunkiem członkostwa,związanego z otrzymywaniem tzw. miesięcznego honorarium, jest posiadanie stopnia doktora (lub równoważnego). Wygasa po osiągnięciu 80. roku życia.

Restrykcje administracyjne dotyczące wejścia w skład AK są większe niż w przypadku PAN. Pierwsze grono tej drugiej powołał Bierut, ówczesny szef państwa, ale potem były wybory, wprawdzie często pod kontrolą polityczną, ale jednak zależne od decyzji członków korporacji i oparte na naukowej pozycji kandydata. Nie było ograniczenia wiekowego.

Zdumiewające, że p. Duda zgodził się na procedurę sugerującą, kto jest dla niego wzorcem. Tzw. Izba Filozofii i Teologii jest jednym z wydziałów AK. Prezydent powołał do niej dziewięć osób: czterech cudzoziemców i pięciu Polaków, w tym sześciu duchownych (czterech katolickich, w tym jeden kardynał i dwóch pastorów protestanckich). Powstrzymam się od oceny naukowej tych nominacji, ale orientacja polityczna jest wyraźniejsza niż ta promarksistowska za PRL.

AK niewiele robi pod względem naukowym (czy też nawet nic). Mówi się o jej likwidacji, ale to skomplikowane, bo wymaga ustawy, a tropiciel Leśnego Ruchadła, obsesyjnie zazdrosny o swe „prezydenckie prerogatywy”, zapewne tego nie podpisze. Rzecz może być obciachowa, bo członkowie AK w większości nie napraszali się do tego wyróżnienia. Coś jednak trzeba zrobić z tym fantem, niewątpliwym przejawem dobrozmiennej głupoty, na dodatek sporo kosztującym.

Czytaj też: W polskiej nauce też mamy stajnię Augiasza. Skutki są poważne, a nas o zdanie nikt nie pyta

Danie główne. PAN jak ministerstwo

Danie główne to treść nowelizacji proponowanej przez resort. PAN jest instytucją złożoną. Jedną z jej części jest korporacja, tj. grono członków Akademii, obecnie suwerennie wybieranych przez Zgromadzenie Ogólne PAN na podstawie naukowych osiągnięć. Dzielą się na krajowych i zagranicznych, a ci pierwsi na korespondentów i rzeczywistych. Członkostwo jest dożywotnie, krajowe wiąże się z otrzymywaniem tzw. miesięcznego uposażenia.

Część druga to instytuty zajmujące się badaniami w różnych dziedzinach, np. filozofii i socjologii, matematyce, fizyce, biologii itd. PAN jest finansowany z budżetu państwa i ma ewentualne inne przychody, ale to drugie źródło jest znacznie mniej istotne. Koszty działania instytutów stanowią główny punkt pieniędzy wydatkowanych przez PAN. Jeśli chodzi o uplasowanie PAN w strukturze państwa, to podlega premierowi (praktycznie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów), natomiast pieniądze otrzymuje z MNiSW.

Zwyczajowo PAN był traktowany podobnie jak ministerstwo, chociaż formalnie nim nie był (i nie jest). Łatwo zauważyć, że dwoistość Akademii (korporacja plus instytuty) oraz podwójne podporządkowanie (premierowi i MNiSW) rodzi szereg problemów dotyczących funkcjonowania i zarządzania tą instytucją, w szczególności kompetencji kierownictwa Akademii wobec instytutów, stosunku dyrektorów instytutów do Prezydium Akademii, roli Zgromadzenia Ogólnego i komitetów naukowych i wreszcie kompetencji Kancelarii Rady Ministrów i ministra nauki. Jest rzeczą oczywistą, że regulowanie tych kwestii winno być podporządkowane dwóm celom nadrzędnym: zapewnienia, po pierwsze, niezależności badań naukowych, a po drugie, ich efektywności.

Mizeria środków przeznaczonych na PAN (budżet przeznacza niewiele ponad 1 proc. PKB na badania naukowe; poziom zalecany przez UE wynosi 2 proc., a kraje najbardziej rozwinięte wydają ponad 3 proc.) sprawiała problemy przede wszystkim instytutom naukowym. Ich dyrektorzy domagali się pieniędzy na godziwe wynagrodzenia dla pracowników i aby to zrealizować, dopuszczali się rozmaitych poczynań, powodujących konflikty z kierownictwem Akademii. Kontrola NIK wykazała, że dyrektorskie działania przekraczały ich kompetencje. W 2019 r. znowelizowano ustawę o PAN, bliżej określając strukturę płac.

Jak łatwo było przewidzieć, był to tylko półśrodek, który niewiele poprawił. Z czasem sytuacja stała się wręcz dramatyczna, bo instytutom zaczęło brakować pieniędzy na wynagrodzenia, a o podwyżkach nie było już mowy. Aby zapewnić wynagrodzenia i zrealizować obietnicę ich podwyższenia średnio o 30 proc., resort przyznał Akademii dodatkowe pieniądze w 2024 r., ale trudno przypuścić, że tak będzie corocznie. Dobrozmieńcy nie ukrywali, że niezależność (nawet względna) PAN od administracji państwowej, podobnie jak niezbyt duża popularność ich haseł politycznych w tym środowisku, są solą w ich oku. Stale pojawiały się plotki o zmianach prawnych w PAN, w końcu wybrano rozwiązanie opisane w przystawce.

Od razu było jasne, że AK ma rywalizować ze „starą” Akademią, być politycznie poprawną wobec PiS, przejąć część jej majątku trwałego i środków, a z czasem może doprowadzić do upadku PAN, ewentualnie poprzez połączenie ich obu. Z drugiej strony środowisko PAN od dawna stoi na stanowisku, że potrzebna jest jakaś reforma, i przygotowało projekt ustawy w tym zakresie.

Czytaj też: Dlaczego minister Czarnek robił to, co robił. I co dalej z polską nauką?

PAN pod ministra

Po wyborach wydawało się, że jest klimat do przygotowania jakiejś racjonalnej reformy. Pan Wieczorek, minister nauki i szkolnictwa wyższego, pojawił się na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego w czerwcu 2024 r. i solennie zapewnił o swoim koncyliacyjnym nastawieniu, tj. dążeniu do tego, aby nowa ustawa (czy też nowelizacja starej) była kompromisem między postulatami środowiska PAN i obrazem Akademii żywionym przez MNiSW.

W lipcu pojawił się ministerialny projekt, pilotowany przez p. Gdulę, wiceministra w resorcie nauki. Lektura tego dokumentu, mającego status rządowego projektu legislacyjnego, dowodzi, że stanowisko Akademii całkowicie zignorowano, co falsyfikuje opowiadanie p. Wieczorka o jego koncyliacyjnych predylekcjach. Załączone uzasadnienie zmian stwierdza na początku: „[Dotychczasowa] ustawa podlegała dotychczas tylko niewielkim nowelizacjom, jakkolwiek powszechnie jest podzielana opinia o potrzebie zmian, zarówno w środowisku naukowym, jak i ze strony władz publicznych”.

To fałsz, środowisko naukowe nie podziela powszechnie (ani w jakiejś znaczącej części) opinii o potrzebie zmian, a na pewno nie takich, jakie proponuje projekt MNiSW. Nie miejsce tutaj nawet na pobieżną analizę tego, co proponuje p. Gdula. W ogólności chodzi o to, aby PAN podlegał panowaniu pana ministra. Formalnie jest to degradacja, bo ustala podrzędność o jeden szczebel, tj. schodzimy z poziomu premiera do poziomu ministra. Minister zyskuje cały szereg uprawnień władczych (m.in. wpływ na skład organów zarządzających korporacją i instytutami). Członkowie Akademii mają być wybierani także przez nieczłonków, a osiągnięcie 75. roku życia ma skutkować przekwalifikowaniem na tzw. członka seniora, pozbawionego czynnej roli w życiu Akademii i prawdopodobnie uposażenia.

Nie twierdzę, że wszystkie propozycje są bezzasadne, np. popieram rezygnację z podziału na członków rzeczywistych i korespondentów, bo to sztuczna dystynkcja.

Można przyjąć, że celem każdej władzy jest zwiększenie kontroli biurokratycznej nad tym, czym zarządza. To prawidłowość niezależna od kraju i ustroju. W Polsce na pewno ważną rolę grają względy oszczędnościowe – przypuszczalnie MNiSW dostało polecenie, aby wprowadzić program oszczędności, i chce to uczynić poprzez wprowadzenie administracyjnej kontroli nad Akademią.

Zdumiewa natomiast, że rozwiązania szczegółowe żywo przypominają zasady działania AK. Czyżby opozycja koalicji 15 października wobec tzw. dobrej zmiany była dość względna? Pan Wieczorek i p. Gdula mogą na to wszystko powiedzieć, że rzeczywistość jest, jaka jest, środków na naukę nie ma, ich wzrost jest mało prawdopodobny, a skoro tak, to muszą łatać dziury większą kontrolą. Cóż, ich sprawa, ale ich obowiązkiem jest staranie się o odpowiedni budżet na funkcjonowanie nauki. Jeśli nie potrafią tego osiągnąć, niezależnie od tego, czy powodem są względy obiektywne, czy subiektywne, to niech zmienią pracę.

Czytaj też: Autorzy artykułów naukowych zaskakująco często się mylą. I co z tego?

Deser. Czego Wieczorek i Gdula nie rozumieją

A teraz deser. Minister nauki przyznaje kategorie placówkom naukowym. Pan Czarnek przyznał Instytutowi Filozofii i Socjologii PAN (IFiS) kategorię B, stosunkowo niską, uniemożliwiającą prowadzenie studiów doktoranckich. To swoisty skandal z uwagi na to, że podobne instytuty w KUL i na UKSW zostały oceniane wyżej – nie ma najmniejszych wątpliwości, że p. Czarnek kierował się kryteriami politycznymi. IFiS odwołał się do sądu administracyjnego, który orzekł, że ministerialny werdykt ewaluacyjny był bezzasadny.

W związku z tym p. Wieczorek mógł zmienić kategorię dla IFiS na wyższą. Co zrobił? Ano zarządził, że MNiSW ma wnieść kasację do Najwyższego Sądu Administracyjnego, ponieważ trzeba wykorzystać całą drogę prawną. Dowodzi to, że p. Wieczorek nie rozumie zasad oceniania jednostek naukowych i preferuje zasady biurokratycznej kontroli wobec racjonalnych zasad organizacji nauki. To samo przebija z projektu nowelizacji ustawy o PAN.

Wszyscy, którzy rozważają te kwestie, niech pamiętają, że, parafrazując znane powiedzenie, takie będą rzeczpospolite, jakie ich badania naukowe. A warunkiem efektywności nauki jest jej niezależność. Ta zaś jest poważnie zagrożona przez biurokratyczną kontrolę nad placówkami naukowymi. Im bardziej wzrasta biurokracja, tym więcej planowania i sprawozdawczości, a to uzależnia badania naukowe od władz. Czy o to chodzi p. Wieczorkowi i p. Gduli?

PS Trochę mi głupio komentować kwestię wprowadzenia statusu seniora, bo rzecz dotyczy mnie osobiście. Po osiągnięciu wieku senioralnego opublikowałem 19 książek, w tym siedem po angielsku, uczestniczyłem w prawie wszystkich posiedzeniach plenarnych, brałem udział w pracach komisji i komitetów PAN. Czy warto wykluczać z czynnego członkostwa PAN z uwagi na wiek, nawet jeśli część akademików przestaje być aktywna?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną