Niezmiernie trudno jest ustalić, kiedy Homo sapiens zaczął nosić ubrania. W przeciwieństwie do przedmiotów wykonanych z kamienia (czy później metali), skóry i tkaniny rozkładają się zbyt szybko.
Odkrywano jednak igły do szycia. Najstarsze, wykonane z ptasich kości przez denisowian, liczą ok. 50 tys. lat. Późniejsze są igły znajdowane w Europie, które wykonano pomiędzy 47–41 tys. lat temu. Nie jest jednak wykluczone, że nosiliśmy ubrania na długo przedtem.
Od prehistorycznych czasów odzież wytwarzano, by chronić się przed zimnem. Czy w XXI w. ubrania nie mogłyby chronić przed ciepłem? Niestety, mimo technologicznego postępu nadal nie ma chłodzących ubrań – stworzenie takich tkanin jest wbrew pozorom piekielnie trudne.
Czytaj także: Upały! Jak przetrwać, jak się leczyć, jak chronić najsłabszych?
Ubranie, które chłodzi. Jak to pogodzić?
Najskuteczniej jest oddawać ciepło w postaci promieniowania podczerwonego w dość wąskim zakresie długości fali, między 8 a 14 mikrometrów. Poza tym zakresem promieniowanie cieplne jest w różnym stopniu zatrzymywane przez atmosferę, co zmniejsza skuteczność chłodzenia.
Niestety, ludzkie ciało oddaje ciepło w postaci promieniowania podczerwonego o szerokim zakresie długości fal pomiędzy 1,3 a 16 nanometrów. Byłoby doskonale, gdyby tkanina pochłaniała podczerwień w tym szerszym zakresie, a oddawała w tym węższym.
Jest jeszcze inny, bardziej zasadniczy wymóg. By tkanina chłodziła, musi skutecznie odbierać promieniowanie cieplne z ciała. Jednocześnie musi dobrze odbijać promieniowanie docierające ze słońca od zewnętrznej strony. Brzmi jak godzenie ognia z wodą.
To karkołomne zadanie udaje się czasem w laboratoriach. Tkaninę pokrywa się różnymi powłokami z jednej, innymi z drugiej strony. Całkiem niedawno, bo w czerwcu tego roku, o stworzeniu takiej chłodzącej tkaniny donosili w „Science” badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles.
Czytaj także: Nawet 50 st. C. Potężne upały doskwierają całemu światu. A my nadal jedziemy na gapę
Tkanina z laboratorium
Jej materiał składał się z wewnętrznej warstwy zwykłej tkaniny odzieżowej (bawełny lub wełny), środkowej ze srebrnych drucików grubości włosa oraz zewnętrznej warstwy z tworzywa sztucznego (polimetylopentenu).
Skomplikowane, a pozwoliło osiągnąć zaledwie skromny efekt. Wytworzona w ten sposób tkanina była na skórze raptem o 1,8 st. chłodniejsza od bawełnianej. Oczywiście 2 st. mniej w upał to zawsze coś, ale daleko od marzeń o chłodzie.
Zresztą chłodzące efekty najczęściej osiąga się niestety kosztem innych ważnych cech tkaniny. Jeśli mają powstawać z niej ubrania, musi być dodatkowo: elastyczna, oddychająca, łatwa do trwałego barwienia, odporna na wiele cykli prania, a do tego wszystkiego niedroga.
To ostatnie jest szczególnie trudne. Prototypy na razie nie wychodzą na razie poza laboratoria.
Czytaj także: Szaleństwo tropików. Jak upał wpływa na naszą psychikę, mózg i... wyroki sądów
Czy kolor w upał ma znaczenie? Co powinniśmy nosić
Jasne tkaniny odbijają więcej światła widzialnego niż ciemne. W przypadku noszonych w upał ubrań kolor ma jednak mniejsze znaczenie niż sądzimy, bo niezależnie od barwy, to sama tkanina pochłania większość podczerwieni. A ona składa się na połowę promieniowania słońca. Nic dziwnego, że właśnie na stworzeniu tkanin odbijających podczerwień koncentrują się wysiłki branży odzieżowej.
W gorące dni większość ciepła, bo nawet 85 proc., tracimy przez parowanie wody ze skóry. Istotne jest zatem, czy tkanina dobrze ją odprowadza. W tym lepsze są tkaniny o bardzo cienkich włóknach. Stąd popularność jedwabiu i wiskozy, które często zaleca się na upalne dni. Jednak równie cienka jest większość włókien sztucznych. Będą wysychać (i chłodzić) równie skutecznie.
Najważniejsze jest, jak sugerują badania, by nosić odzież o luźnym kroju. Powietrze jest dobrym izolatorem termicznym (co wykorzystujemy w szybach okiennych i termosach). Jego warstwa między ciałem a tkaniną zapewni nam odrobinę ochrony przed wysoką temperaturą otoczenia i nie zatrzyma wilgoci przy skórze.