Wielkanocna rewolucja
Rapa Nui: tu upadła cywilizacja? Nieprawda. Wyspa Wielkanocna odsłania swoje tajemnice
Film „Rapa Nui” z 1994 r. lekko trąci myszką, ale jego wymowa jest czytelna. W tle historii miłosnej w stylu Romea i Julii rozgrywa się społeczno-polityczny konflikt obejmujący wyspę przed odkryciem jej przez białych 5 kwietnia 1722 r. Scenariuszowym punktem wyjścia jest legenda o długouchych wyspiarskich arystokratach i buntujących się przeciwko nim krótkouchych. Rywalizacja klanów o to, który wzniesie większe moai, prowadzi do wyczerpania zasobów i upadku cywilizacji. Film Kevina Reynoldsa wpisywał się w nurt fascynacji Wyspą Wielkanocną i przekonanie o dokonującym się tu ekobójstwie. Ale dziś nie wszyscy zgadzają się z tą wizją.
Zbrodnia ekologiczna
Gdy na Rapa Nui przybyli Europejczycy, żyło tam 3 tys. wyspiarzy. Przybyszom nie mieściło się w głowach, że te „dzikusy” mogły wznieść niemal tysiąc kamiennych, wielometrowej wysokości posągów. Uznali, że w przeszłości na wyspie musiało żyć znacznie więcej bardziej zaawansowanych cywilizacyjnie tubylców. Pewne przesłanki znajdowali też w lokalnych legendach.
Powszechnie przyjęto, że wkrótce po tym, jak w drugiej połowie I tysiąclecia wyspę zasiedliła grupa Polinezyjczyków, ich populacja urosła tak, że w XV w. liczyła 15–20 tys. osób, które zniszczyły zielony raj. I to pomimo niejednoznaczności doniesień europejskich kolonistów, a potem podróżników. Z jednej strony pisali oni, że na wyspie nie ma zwierząt, ptaków i drzew, z drugiej zaś, jak wykazała lingwistka i badaczka historii Wyspy Wielkanocnej dr hab. Zuzanna Jakubowska-Vorbrich, chwalili uprawiane w ogrodach słodkie banany, bataty, trzcinę cukrową i inne jadalne rośliny.
Badania palinologiczne potwierdziły, że ziemia, na której dziś rośnie raptem 48 gatunków roślin, przed 1200 r. była pokryta lasami palmowymi.