Stos wszystkich strachów
Odpadki z elektrowni jądrowych: tego się jeszcze w Polsce boimy. Słusznie?
Substancje promieniotwórcze nie są wynalazkiem człowieka. Spotykamy je powszechnie w naturze, są źródłem największej części dawki promieniowania jonizującego, jaką przeciętnie przyjmuje człowiek na Ziemi. Prowadzi to do nieco paradoksalnej sytuacji, gdy możemy być bardziej na nie narażeni np. w pobliżu hałd górniczych niż składowiska odpadów promieniotwórczych.
Głównym źródłem takich odpadów jest energetyka jądrowa. O dziwo jednak ich większości nie stanowi wypalone paliwo, lecz materiały z rutynowej eksploatacji reaktorów (np. filtry chłodziwa czy elementy ochrony osobistej pracowników, takie jak rękawiczki i fartuchy) oraz likwidacji obiektu jądrowego (m.in. zdemontowane elementy instalacji).
Niemal identyczne rodzaje odpadów, choć w mniejszych ilościach, są skutkiem ubocznym działania reaktorów badawczych, które nie wytwarzają energii elektrycznej, lecz służą do prowadzenia eksperymentów naukowych oraz produkcji radioizotopów stosowanych w medycynie. Ta ostatnia również przyczynia się do powstawania tego rodzaju odpadów – kontakt sprzętu, np. strzykawek, z podawanym pacjentowi preparatem promieniotwórczym jest przecież nieunikniony. Są wreszcie zużyte zamknięte źródła promieniotwórcze, od dekad stosowane m.in. w nauce, przemyśle i medycynie, a kiedyś używane nawet w czujnikach dymu. Mają najczęściej formę zabezpieczonej, niewielkiej pastylki zawierającej radioizotop. Jakie są ich dalsze losy?
Zaprawa z cementu
Generalnie – im większe stwarzają zagrożenie, tym głębiej w ziemi powinny być złożone. Powszechnie praktykowanym na świecie rozwiązaniem w przypadku odpadów krótkożyciowych (okres połowicznego rozpadu izotopów poniżej 30 lat) nisko- i średnioaktywnych (to ogromna większość) jest składowanie powierzchniowe. Obiekty do tego przeznaczone powstawały już w latach 60.