Spór epokowy
Czy żyjemy w antropocenie? Naukowcy już mieli to ogłosić. I wtedy wybuchła bomba
Antropocen to modne określenie, które odmieniamy przez wszystkie przypadki, by pokazać wpływ człowieka na naszą planetę. Choć już w XIX w. geolodzy sugerowali, że gwałtowny rozwój przemysłu odciska na niej swoje piętno, nazwę amerykański badacz okrzemek Eugene F. Stoermer ukuł dopiero w połowie lat 70. XX w. A w 2000 r. spopularyzował Paul Crutzen, holenderski chemik, meteorolog i laureat Nagrody Nobla z 1995 r. – stawiając przy okazji tezę, że wraz z rewolucją przemysłową człowiek zaczął psuć świat na globalną skalę.
Nazwa jest zbitką dwóch greckich słów: anthropos (człowiek) i przyrostka -cene od kainos (nowy). Tego ostatniego użyto już do nazwania siedmiu ostatnich epok kenozoiku – ery w dziejach Ziemi, która rozpoczęła się 66 mln lat temu i trwa do dziś. Ostatnia z nich, holocen, liczona jest od momentu ocieplenia klimatu i zaniku lądolodów na półkuli północnej ok. 11 700 lat temu. Termin powstały od słowa hólos (cały, wszystek) tłumaczony jest jako „całkiem nowy” albo po prostu „teraźniejszość”. Pojęcia antropocenu używano powszechnie, ale nieformalnie. Nieporozumienia zaczęły się, kiedy próbowano je uściślić. Okazało się, że naukowcy różnych dziedzin różnie rozumieją jego „niedawność”. Stąd tak różne propozycje ujęcia kryteriów teraźniejszości.
Co zrobił człowiek
W kręgu zainteresowań geologów „epoka człowieka” znalazła się w 2008 r., kiedy komisja stratygraficzna najstarszego na świecie, założonego w 1807 r. stowarzyszenia naukowego, czyli Geological Society of London, stwierdziła, że są wystarczające przesłanki, by uznać holocen za zakończony. Argumentowała, że działalność człowieka spowodowała tak duży wzrost produkcji gazów cieplarnianych, zanieczyszczeń oraz zmian krajobrazu, że doszło do stałych zmian w stratygrafii Ziemi.