Nauka to awantura
Nauka to awantura. Dlaczego szarlatanów i geniuszy dzieli czasem cienka granica?
TOMASZ TARGAŃSKI: – Jak wiadomo, sztuczna inteligencja jest dziś w stanie pisać wiersze. Ale Edgar Allan Poe – bohater pana książki i klasyk literatury grozy – traktował myśl o powstaniu maszyny poetyckiej bardzo poważnie już w pierwszych dekadach XIX w.
JOHN TRESCH: – Byłby wręcz w szoku, że stało się to tak późno. W 1845 r. natknął się na informację, że w Londynie zaprezentowano publicznie „Eurekę” – maszynę układającą łacińskie heksametry. Ciągnąc za dźwignię, można było uruchomić ukryte w środku cylindry, a za ich sprawą litery układały się w linie i tworzyły łaciński tekst, widoczny w okienku na pulpicie. Dla Poego było to potwierdzenie, że sztuka – na równi z takimi dziedzinami jak przemysł – podlegała jednorodnym prawom postępu, a utwory poetyckie można tworzyć z zachowaniem rygorów właściwych dla problemu matematycznego.
Skąd u niego ten pomysł? Dziś nauczeni jesteśmy postrzegać twórczość literacką i nauki ścisłe raczej jako przeciwności.
W połowie XIX w. było inaczej. Opozycja między technologią a światem naturalnym nie zapuściła jeszcze korzeni. Wciąż istniała wiara w fundamentalną jedność świata. Jedność polegającą na interakcji materii z nieuchwytnymi siłami natury. Na tym tle narodziny potężnego narzędzia, czyli metody naukowej, pod którego mocą, jak sądzono, ugną się wszystkie zagadki Wszechświata, stanowiło prawdziwą myślową rewolucję.
Mimo to wielu ludzi, jak Poe, było rozdartych. Bali się, że ortodoksyjna nauka pozbawi rzeczywistość elementu duchowości i tajemnicy. Jednocześnie zafascynowani byli jej potęgą. Istniało przekonanie, że wreszcie uda się przeniknąć tajemnice geniuszu i poezji. Że to, co mechaniczne i materialne, może być kluczem do tego, co mistyczne.