Niewidzialne boginie pióra
Niewidzialne boginie pióra. Nie, nie tylko mężczyźni umieli pisać i czytać
Anatolijskie miasto Kanesz było 4 tys. lat temu ponadregionalnym centrum handlu. Rządzili nim lokalni władcy, ale za jego dobrobyt odpowiadali mieszkający w dzielnicy handlowej kupcy przybyli z Aszur – oddalonej o ok. 1200 km stolicy Asyrii. Zakładali tam warsztaty tkackie oraz kantory kupieckie, czasami sprowadzali rodziny, czyniąc z Kanesz swój drugi dom. Wiemy o nich dzięki domowym archiwom, w których od 1903 r. znaleziono 23 tys. tabliczek klinowych. Co najmniej 300 zapisały kobiety.
Ponieważ mężczyźni krążyli między faktorią a stolicą, ich żony, córki i matki pilnowały rodzinnych biznesów. Prowadziły rachunki, nadzorowały produkcję tkanin i transporty towarów, udzielały pożyczek. I z tego wszystkiego zdawały relację w listach. Korespondencja, która wyszła spod ich rylców, jest jednak wyjątkowa: aż roi się w niej od opisów kobiecych spraw, których mężczyźni nie znali, oraz od uczuć i emocji, do których niechętnie się przyznawali.
Zizizi płacze
Do Kanesz trafiła jako żona handlarza tekstyliami ok. 1860 r. p.n.e. W archiwum jej domu, wśród kopii umów i listów, znaleziono ten, który napisała do rodziców w czasie zarazy – tuż po śmierci siostry, gdy jej mąż leżał na łożu śmierci. Zizizi skarży się: „Nie daję już rady, nie mam z kim rozmawiać i nie mam nikogo, kto by mnie pocieszył (…), napiszcie do mnie przyjazne słowa! Jeśli wasz list wkrótce nie dotrze, umrę!”. Z innej korespondencji wiadomo, że kobieta przeżyła i znalazła kolejnego partnera. Kilka lat później rodzice pisali do niej z pretensjami, że przecież stale ją wspierali, ona teraz nie interesuje się rodzinnym biznesem i dobrze żyje z lichwy: „W twoich oczach nie jesteśmy ważni”.
W listach kobiety piszą o interesach, ale też o samotności, tęsknocie czy miłosnych dramatach.