Nauka

NIK ostro o walce rządu PiS z pandemią: marnotrawstwo, chaos, tysiące ofiar

Jedna z konferencji prasowych dot. epidemii covid-19 w KPRM. Na zdjęciu premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski, maj 2020 r. Jedna z konferencji prasowych dot. epidemii covid-19 w KPRM. Na zdjęciu premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski, maj 2020 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Najwyższa Izba Kontroli uderzyła w politykę rządu dotyczącą fatalnego przeprowadzenia państwa przez pandemię covid-19. Jeśli z czegoś rozliczać Prawo i Sprawiedliwość podczas kampanii wyborczej, to właśnie z błędów Ministerstwa Zdrowia, za które wszyscy srogo zapłaciliśmy.

Według kontrolerów NIK zmarnowano na walkę z pandemią co najmniej 16 mld zł. Ale wskutek spóźnionych decyzji lub chaotycznie zmienianego prawa pochłonęła ona również tysiące ofiar. W pokontrolnym raporcie, zaprezentowanym na dzisiejszej konferencji prasowej przez prezesa Mariana Banasia, można przeczytać, że według oficjalnych statystyk na sam covid zmarło w Polsce 119 tys. osób, jednak zanotowano wyraźnie większą liczbę zgonów w ogóle. W 2020 r. zmarłych było 67 tys. więcej niż w 2019 r. (ostatnim przed pandemią), a w 2021 r. liczba zgonów przekroczyła o prawie 154 tys. średnią z ostatnich pięciu lat.

Czytaj także: Dlaczego umiera tylu Polaków

Ale są też dane nieoficjalne mówiące o tym, że byliśmy europejskim liderem z haniebnym 26-procentowym wzrostem śmiertelności całkowitej. Dług zdrowotny związany z nieotrzymaniem pomocy medycznej we właściwym czasie narastał przez trzy lata (a pewnie jeszcze będzie się pogłębiał, bo skutki braku interwencji medycznych w rozmaitych chorobach zemszczą się w przyszłości na wielu pacjentach, u których trzeba było przełożyć kurację na późniejszy termin). Np. w drugiej fali pandemii, przypadającej na drugie półrocze 2020 r., oficjalne dane mówiły początkowo o 38-procentowym wzroście zgonów nadmiarowych, ale po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej zmarłych okazało się, że covid-19 był wtedy bezpośrednią przyczyną śmierci prawie 40 tys. osób, co stanowiło 55 proc. nadmiarowej śmiertelności w drugiej fali. Przy kolejnych falach udział covid w ponadnormatywnych zgonach wynosił od 78 do nawet 98 proc., więc w 2022 r. – czego NIK nie uwzględnia w swojej analizie – jeden z wolontariuszy, Łukasz Pietrzak, zliczający wskaźniki śmiertelności na podstawie danych z USC i GUS podawał liczbę aż 216,2 tys. zgonów nadmiarowych (dziś uaktualnił ją do 250 tys.). Czy to nie jest wynik, który wymaga politycznego rozliczenia?

Karczmarewicz: Nadmiarowe zgony? Pytajcie sami-wiecie-kogo przy każdej okazji

Porażka szpitali tymczasowych

Kontrolerzy NIK sporo uwagi poświęcili na konferencji zmarnowaniu 16 mld zł, gdyż większość tej kwoty poszła na organizację tzw. szpitali tymczasowych. Ustalono, że mieliśmy ich więcej niż w innych krajach Europy, co – jak widać z wcześniej zaprezentowanych danych – w żaden sposób nie przyczyniło się do mniejszej liczby zgonów. Było raczej odbiciem fatalnie działającego systemu ochrony zdrowia i świadectwem rozpaczliwego nieprzygotowania do sprostania konsekwencjom pandemii.

Czytaj także: Szpitale tymczasowe rozbijają system

Nie zgadzam się w pełni z ostro postawioną w raporcie NIK tezą, że Ministerstwo Zdrowia zbagatelizowało zagrożenie na początku 2020 r. Łatwo teraz zarzucać rządzącym i ówczesnym władzom Państwowej Inspekcji Sanitarnej, że uspokajano nas przed tajemniczym wirusem, który pustoszył Chiny i przypominał początkowo zagrożenie SARS, które ograniczało się wcześniej do samej Azji. Skali, w jakiej SARS-CoV-2 zaatakował Europę i Amerykę Płn. na początku 2020 r., nikt nie był w stanie przewidzieć – nie tyle zawiodły wtedy polskie urzędy państwowe, co ogólne przeświadczenie tzw. świata zachodniego, że Europa i Stany Zjednoczone poradzą sobie z każdym wirusem (przynajmniej tak, jak z lepiej poznanymi epidemiami grypy).

Jednak to, czego już nie można wybaczyć rządowi Mateusza Morawieckiego, to wydawanie decyzji od połowy 2020 r., które miały zapewnić PiS polityczny komfort i nie liczyły się z zaleceniami ekspertów (pierwsza Rada doradców ustąpiła ze swoich stanowisk w proteście przed taką polityką). Organizacja szpitali tymczasowych jest tego najlepszym przykładem.

Czytaj także: Władza daje swoim zarobić. Nawet na kryzysie

Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego nakazał trzem ministrom – zdrowia, obrony narodowej i aktywów państwowych – przygotować plan ich tworzenia, ale ten nigdy nie powstał. Za to dopiero jesienią, gdy liczba zakażeń zaczęła gwałtownie rosnąć, zaczęto na chybcika tworzyć takie szpitale i według kontroli NIK były to decyzje w sporej części nieuzasadnione. Przykładem jest wrocławskie centrum kongresowe, gdzie powstał najdroższy szpital tymczasowy w Polsce, na który wydano ponad 85 mln zł. Z kolei czynsz za wynajem hali pod szpital tymczasowy w Tarnowie, którego nigdy nie utworzono, pochłonął ponad 2 mln zł. We Wrocławiu szpital organizował wojewoda dolnośląski, a w Tarnowie bank PKO BP na polecenie Ministerstwa Aktywów Państwowych. Do prokuratury trafiły już zawiadomienia dotyczące szpitali tymczasowych we Wrocławiu, Katowicach i Tarnowie.

Czytaj także: Najdroższy szpital covidowy w kraju – samowola budowlana za kosmiczne stawki

Fatalne zakupy, bezładne prawo

Według NIK straty budżetu państwa wyniknęły z braku procedur oraz złego stosowania przepisów, a także z niewykorzystania zasobów tzw. funduszu covidowego. Prawo było tworzone chaotycznie. Izba uważa za niekonstytucyjny tryb uchwalania ustaw i niektórych przepisów. Zwraca przy tym uwagę, że nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej, uznając, że „nie uzasadnia tego sytuacja w kraju”. Tymczasem do specustawy o covid wpisano przepisy identyczne z tymi, które funkcjonują właśnie w ustawie o klęsce żywiołowej. NIK zakwestionował też inne specjalne uprawnienia, które władza przyznawała sobie sama, uznane przez kontrolerów za niekonstytucyjne (jak np. przepisy uprawniające władze do wydawania poleceń nakładających obowiązki na wszystkie podmioty, a więc również samorząd terytorialny i prywatnych przedsiębiorców).

Czytaj także: Afery Szumowskiego. Za dużo tego, by zamieść pod dywan

NIK skrytykował też sposób wypłacania specjalnych dodatków covidowych dla pracowników ochrony zdrowia. Część pieniędzy trafić mogła do osób nieuprawnionych i raczej są nie do odzyskania. Ten wątek był nagłaśniany wielokrotnie przez dziennikarzy przy okazji relacjonowania najostrzejszych fal pandemii. Władze Ministerstwa Zdrowia pozostawały jednak głuche na częste sygnały o nieprawidłowościach, podobnie jak wciąż nie czują się winne zakupu niesprawnych respiratorów od handlarza bronią.

Czerwona kartka dla Zjednoczonej Prawicy

Nie da się ukryć, że powyższe ustalenia Najwyższej Izby Kontroli współbrzmią z od dawna powtarzanym refrenem przez jedną z partii, która walczy o trzecie miejsce w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Chodzi o Konfederację, którą media łączą z bliskim zapleczem obecnych władz Najwyższej Izby Kontroli (zwłaszcza synem prezesa Jakubem Banasiem). Ale pamiętajmy, że wśród kandydatów startujących w wyborach z list tego ugrupowania znajduje się też wielu innych polityków otwarcie kontestujących i samą pandemię, i niektóre słusznie podejmowane przez rząd decyzje (jak te dotyczące szczepień).

Czytaj także: Lex Sasin, czyli bagno bezkarności. Groźny projekt, także dla PiS

Dlatego źle by się stało, gdyby rzetelne ustalenia pokontrolne zaczęły być teraz przedstawiane jako potwierdzenie nie zawsze mądrych opinii konfederatów. Lektura pokontrolnych ustaleń poraża, jak źle mieliśmy zarządzane państwo przez ostatnie trzy lata – niekompetentnie i niegospodarczo. Taki zarzut pojawia się dziś ze strony wielu ekspertów punktujących różne dziedziny życia społecznego i marnotrawstwo. Ale w tym wypadku dotyczy to naszego bezpieczeństwa zdrowotnego, a więc jednej z najbliższych obywatelom i wyborcom kwestii. Trudno w kampanii wyborczej nie zwrócić na to uwagi i przy urnach wyborczych nie pokazać Zjednoczonej Prawicy czerwonej kartki.

Czytaj także: Drogi demontaż szpitali tymczasowych

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama