Czyj Księżyc, tego Ziemia
Czyj Księżyc, tego Ziemia. Drugi wyścig kosmiczny już jest ciekawszy niż pierwszy
To miał być dla Rosji huczny początek nowego rozdziału. Manifestacja odrodzonej siły i potęgi. Nazwa Łuna-25 sugerowała powrót do lat chwały radzieckiego przemysłu kosmicznego, którego ostatnim sukcesem w drodze na Srebrny Glob była – w 1976 r. – misja Łuny-24, ostatniej sondy księżycowej ZSRR. Na miejsce startu wybrano nowy, wciąż nieukończony kosmodrom Wostocznyj położony na Dalekim Wschodzie, w obwodzie amurskim. Decyzja o jego budowie zapadła po rozpadzie sowieckiego imperium, kiedy to Rosja straciła kontrolę nad kosmodromem Bajkonur, za korzystanie z którego musi odtąd słono płacić Kazachstanowi. Nową lokalizację wybrano ze względu na dobre warunki pogodowe, ale bliskość granicy z Chinami, które Rosja postrzega jako partnera w przyszłych misjach kosmicznych, zapewne też nie była bez znaczenia.
Rakietę z Łuną-25, której start wcześniej wielokrotnie przekładano, odpalono z Wostocznego 11 sierpnia. Dziewięć lat po pierwszym zaplanowanym terminie, ćwierć wieku po rozpoczęciu pierwszych prac nad realizacją tej misji. Sonda lądować miała w poniedziałek 21 sierpnia, w rejonie krateru Bogusławskiego, czyli przy południowym biegunie naszego satelity. Rosja działała w pośpiechu, starając się zdążyć przed Indiami, które zaplanowały lądowanie swojej sondy księżycowej także w okolicy bieguna południowego, na środę 23 sierpnia. I co zaplanowały, zrealizowały – Chandrayaan-3 wylądowała pewnie, wpisując Indie na listę potęg kosmicznych. Spektakularnie i za ułamek budżetu, którym dysponowała konkurencja. „The sky is not the limit”, oznajmił uradowany premier Narendra Modi.
Sonda indyjska rozpoczęła swą misję 14 lipca, podążając trajektorią zapewniającą mniejsze zużycie paliwa. Rosyjska, chcąc wygrać w tym wyścigu, zmuszona była gonić rywalkę mniej optymalnym kursem.