Prawo dla zuchwałych
Jak przed wyborami PiS chce się przypodobać poszukiwaczom skarbów
W kinach Indiana Jones po raz piąty przekonuje właśnie, że archeologia to walka o to, by w posiadanie zabytków weszli „dobrzy”, a nie „źli”. Jego przygody śledzą rzesze ludzi, w przeciwieństwie do losów ustawy, którą przegłosowano 13 lipca w Sejmie. Jeśli zaakceptuje ją Senat, sprawi, że wszyscy poszukiwacze będą mogli oddawać się swemu hobby, czyli wydłubywaniu z ziemi metalowych fantów, niemal bez ograniczeń. I zostaną za to wynagrodzeni.
Ustawa zaproponowana przez Jarosława Sachajkę, posła z klubu Kukiz’15, wsparta przez Konfederatów i PiS przeszła z komisji do Sejmu jak burza. Było to proste, bo ani nie skonsultowano jej ze środowiskami ekspertów, ani nie dopuszczono do wysłuchania publicznego. Wiceminister kultury Jarosław Sellin mówił, że trzeba zapanować nad stale powiększającą się rzeszą „pasjonatów historii”, więc jego resort z „życzliwością patrzy na tę ustawę”. To i my się jej przyjrzyjmy.
Liczyły się głosy (nienaukowe)
W Polsce wszystkie zabytki archeologiczne ukryte w ziemi i w wodzie należą do Skarbu Państwa. Od początku obowiązywania przepisów o ochronie zabytków, czyli od 1918 r., ich poszukiwanie wymagało uzyskania pozwolenia Wojewódzkiego Urzędu Konserwacji Zabytków (WUKZ). Urzędnik wydawał je na określony czas i obszar – z wyłączeniem miejsc chronionych prawem (np. stanowisk archeologicznych). Tyle że do tych zasad stosowała się garstka. Do urzędów zaczęło spływać więcej próśb o pozwolenia dopiero wtedy, gdy w 2018 r. do ustawy wprowadzono artykuł 109c, który poszukiwania bez pozwolenia uznawał za przestępstwo. Procedura i wizja kary ciążyły zrzeszonym w Polskim Związku Eksploratorów (PZE) poszukiwaczom, więc Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) zainicjowało dialog, aby wypracować przepisy kompleksowo regulujące tę materię.