Niech rozkwitną pelargonie
Niech rozkwitną pelargonie! Czyli komu wolno czerpać z rdzennej wiedzy
Gdy Brytyjczyk Charles Henry Stevens dowiedział się, że cierpi na suchoty, uznał to za wyrok śmierci. Miał jednak szczęście. Trafił na lekarza, który postawił sprawę jasno: może uratować życie, przenosząc się w bardziej sprzyjający klimat. Stevens spakował manatki i w 1897 r. wyjechał do Kolonii Przylądkowej, na tereny dzisiejszego RPA. Tam – jak mówią zapiski – trafił na tradycyjnego uzdrowiciela, których w Afryce nazywa się sangoma. On przygotował mu miksturę z lokalnej odmiany pelargonii (pelargonium sidoides).
Stevens wyzdrowiał. Zabrał umckaloabo (tak nazwał specyfik) do gnębionej gruźlicą Europy i aktywnie go promował. Pozyskał przychylną opinię kilku lekarzy, ale i tak okrzyknięto go oszustem. Na celownik wzięło go Brytyjskie Towarzystwo Medyczne, które prowadziło wtedy kampanię wymierzoną w pleniących się w kraju hochsztaplerów.
Przekonywanie ludzi do umckaloabo trwało tak długo, że gdy zakończyło się sukcesem, Stevens dawno już nie żył.
Nauka bardzo niechętnie patrzyła na to, co dziś nazywamy systemami wiedzy rdzennej (Indigenous Knowledge Systems, IKS). Chodzi o znajomość roślin i ziół, ale też rozwiązań rolniczych, architektonicznych czy nawet prawnych. Kiedyś sięgając po chininę, a dziś po aspirynę, korzystamy z wiedzy, którą wypracowywano przez setki, a nawet tysiące lat. W Meksyku i Brazylii lokalne społeczności wykorzystują rdzenne praktyki do odbudowy lasów. Na Pacyfiku i u wybrzeży Afryki popularność zdobywa system zarządzania zasobami spokrewnionych ze sobą gatunków ryb. A w Europie, w tym w Polsce, rośnie popularność domów z materiałów naturalnych, których technika tworzenia nawiązuje do praktyk sprzed setek, a nawet tysięcy lat.
Niedoceniani wychodzą z cienia…
Prof. Simon Nemutandani we wrześniu objął funkcję dyrektora panafrykańskiego zrzeszenia organów regulujących medycynę.