My, genetycznie podejrzani
Powietrze, piasek, śnieg, woda z rzeki czy kałuży. Wszędzie zostawiamy swoje DNA
Ciało znaleziono w pokoju hotelowym. Pani Simpson ewidentnie została zamordowana. Inspektor Blake nie znalazł ani odcisków palców czy fragmentów naskórka, ani żadnych śladów krwi czy innych płynów ustrojowych poza pochodzącymi od denatki. Nie było żadnych świadków. Ofiara nie miała żadnych wrogów. Wyglądało na to, że dochodzenie będzie się ślimaczyć. Tak się jednak nie stało.
Pani Simpson została uduszona sznurkiem – świadczyły o tym bezsprzecznie ślady na jej szyi – morderca wziął go ze sobą. W próbkach powietrza stwierdzono jednak obecność eDNA konopi, zatem wysnuto wniosek, że ów sznurek był właśnie konopny. Wtedy grono podejrzanych skurczyło się do tylko jednej osoby: pana Gibsona. Mężczyzna zaprzeczał, jakoby był w pokoju pani Simpson, ale śledczy znaleźli w kieszeni jego bluzy odrobinę pyłu. I na podstawie sekwencji nukleotydów ustalili, że eDNA z miejsca zbrodni Simpson i kieszeni Gibsona pochodziło z tych samych roślin. Sprawca został skazany.
To fikcyjny scenariusz, ale eDNA – environmental DNA, czyli środowiskowe DNA – już teraz da się wyizolować z powietrza, kurzu z blatu biurka, dywanu i powierzchni zlewu. Na jego podstawie można nie tylko znaleźć dowód „ze sznurka”, lecz także stwierdzić, kto przebywał w danym miejscu. Ba, na podstawie ilości i umiejscowienia materiału genetycznego nawet ustalić, czy dany osobnik był tam tylko przelotnie, czy też pozostawał przez dłuższy czas.
Czyny trudno jeszcze udowodnić
Poprzez analizę eDNA – i porównanie z materiałem genetycznym pobieranym bezpośrednio od zwierząt – próbowano niedawno wyjaśnić zagadkę pochodzenia Covid-19. Chińscy naukowcy opisali w kwietniu w „Nature” wyniki takich badań dokonanych m.in. na próbkach eDNA pozyskanych w różnych miejscach słynnego mokrego targu Huanan w Wuhanie.