Podczas gdy uwagę opinii publicznej przyciągała w ostatnich latach pandemia koronawirusa, w wielu miejscach na świecie szalała ptasia grypa, doprowadzając do znacznych strat w pogłowiu ptactwa hodowlanego. Choroba ta nie jest niczym nowym ani zaskakującym i występuje na całym świecie. Powodują ją wirusy grypy typu A, które dzieli się na 16 podtypów H (od hemaglutyniny, glikoproteiny znajdującej się na powierzchni wirusów grypy) i 9 podtypów N (od neuraminidazy, białka osłonki wirusa). Na infekcje podatne są wszystkie gatunki ptaków, choć różnią się między sobą poziomem odporności. Z kolei poszczególne szczepy wirusów ptasiej grypy wykazują odmienny stopień zagrożenia i stąd dzieli się je na te o niskiej i wysokiej patogenności. Do tych drugich, mogących powodować wysoką śmiertelność wśród ptactwa, należą – z wyjątkami – podtypy H5 i H7. Szczep H3N8, którego infekcje odnotowano niedawno u trzech osób w Chinach (z których jedna zmarła), wobec drobiu wykazuje się niską zjadliwością.
Czytaj także: Jaja droższe od kury. Ptasia grypa pustoszy kurniki i nasze portfele
Obecna sytuacja epidemiologiczna ptasiej grypy to przede wszystkim konsekwencja pojawienia się w 2020 r. nowego kladu 2.3.4.4b ptasiej grypy (A)H5N1, który jest wysoce transmisyjny i patogenny. Zakażenie drobiu wirusem następuje przede wszystkim drogą oddechową i pokarmową. Źródłem może być kontakt z wędrującymi ptakami dzikimi, zwykle ptactwem wodnym, lub ich odchodami. Ale wirus ptasiej grypy może zostać zawleczony do gospodarstwa z zanieczyszczoną paszą, nawozem, ściółką i sprzętem, a także na ubraniach lub obuwiu pracowników.
Miliony uśmierconych ptaków
Od października 2021 r. do września 2022 r. odnotowano w Europie ponad 2,5 tys. ognisk epidemicznych ptasiej grypy. To rekordowa liczba. W rezultacie ubojowi poddano ok. 50 mln ptaków przetrzymywanych w hodowli. W USA od stycznia 2022 r. do początku kwietnia 2023 r. z powodu ptasiej grypy zmarło lub zostało zabitych ponad 58,5 mln ptaków. Te liczby wgniatają w fotel.
Według danych Głównego Inspektoratu Weterynarii w bieżącym roku odnotowano w Polsce już 40 ognisk ptasiej grypy wśród dzikich ptaków i 58 wśród drobiu. W tym drugim przypadku całkowita liczba zwierząt w ogniskach sięgnęła niemal 940 tys. – to gęsi, kaczki, indyki, kury. Dla porównania w 2022 r. stwierdzono w naszym kraju łącznie 68 ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków, w których utrzymywane było ponad 2 mln sztuk drobiu.
Czytaj także: Czy mięso z laboratorium zastąpi mięso zwierząt?
Zgodnie z procedurami stwierdzenie ogniska ptasiej grypy w gospodarstwie wiąże się z obowiązkiem niezwłocznego zabicia drobiu w sposób wykluczający rozprzestrzenianie się wirusa. Zniszczeniu lub obróbce poddaje się produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego, paszę i wszystkie przedmioty, które mogłyby zostać skażone. Gospodarstwo obejmuje się zabiegami oczyszczania i dezynfekcji przy użyciu odpowiednich preparatów biobójczych. Wszystko to oznacza duże koszty i wysokie straty, a w konsekwencji przekłada się na wzrost cen jaj i drobiu.
Innymi słowy, wirus ptasiej grypy sieje spustoszenie i prowadzi do strat, które ponoszą wszyscy – zwierzęta, hodowcy, konsumenci. Oczywiście można się od tego odciąć, pójść za przykładem coraz większej liczby głównie młodych osób i zrezygnować z jedzenia mięsa i produktów odzwierzęcych. Ale bądźmy realistami: większość świata nie zamierza przechodzić na weganizm. Konsumpcja mięsa w Europie, wyrażona w kilogramach na mieszkańca, wzrosła na przestrzeni ostatnich sześciu dekad o 60 proc. – w Polsce o 88 proc. Ponadto znaczny odsetek osób, które z powodów zdrowotnych chcą zmniejszyć jego spożycie, zaczyna nie od drobiu, ale od czerwonego mięsa – wołowiny i wieprzowiny.
Pojawiają się więc dwa pytania. Po pierwsze: czy tak szerokie rozprzestrzenianie się wirusa ptasiej grypy w różnych miejscach na świecie nie rodzi jednak zagrożeń epidemiologicznych dla ludzi? Po drugie i powiązane: czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby obowiązkowe szczepienie drobiu zamiast późniejszego, masowego zabijania wszystkich ptaków, które znajdą się w ognisku epidemicznym?
Lekceważenie H5N1 może być tragiczne w skutkach
Eksperci są zasadniczo zgodni: póki co, ryzyko, że wirus ptasiej grypy zacznie rozprzestrzeniać się między ludźmi, stwarzając zagrożenie dla zdrowia publicznego, jest niskie. Na takim stanowisku stoi również Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób. Począwszy od 1996 r., kiedy to wykryto szczep H5N1, przypadki transmisji na człowieka i pomiędzy ludźmi odnotowywano na świecie sporadycznie. Ale lekkomyślne byłoby zakładanie, że tak musi być już zawsze.
Po pierwsze, dlatego że infekcje tym wirusem u ludzi są niebezpieczne. Z 868 przypadków infekcji H5N1 odnotowanych u ludzi pomiędzy 2003 r. a marcem 2023 r. aż 457, czyli ponad 50 proc. (sic!), zakończyło się zgonem. Niedawno odnotowano dwa przypadki infekcji w Kambodży, u 11-letniej dziewczynki i jej ojca, najprawdopodobniej na skutek kontaktu z zainfekowanym ptactwem. Dziecko zmarło, mężczyzna gorączkował i kaszlał. To pierwsze odnotowane infekcje H5N1 na przestrzeni ostatnich 9 lat. Dla porządku warto jednak dodać, że wywołał je klad 2.3.4.4c, czyli inny niż obecnie rozprzestrzenia się w Europie i USA.
Po drugie, wirusy grypy podlegają dużej zmienności, w wyniku której H5N1 mógłby zwiększyć swoją transmisyjność wśród ludzi. W 2012 r. na łamach „Science” opublikowano badanie, które wykazało, że scenariusz wyewoluowania H5N1, który byłby transmisyjny wśród ssaków, a zatem i ludzi, jest zupełnie realny. Naukowcy uzyskali taki szczep poprzez seryjne infekowanie fretek, które od wielu lat stanowią model do badań grypy. W rezultacie wirus kumulował mutacje i ostatecznie zyskał zdolność przenoszenia się między zwierzętami. Podobnie mógłby więc zdobyć tę właściwość w przypadku ludzi.
Czytaj także: Kłopotliwe nazwy chorób. Źle się kojarzą, a eksperci nie mogą się dogadać
Świnie: wirusowy mikser
Ponadto genom wirusów grypy stanowi osiem segmentów RNA. W przypadku zakażenia tej samej komórki przez różne szczepy może dojść do wymiany w procesie replikacji jednego lub kilku takich fragmentów między nimi, a rezultat takiego zjawiska nie zawsze jest łatwy do przewidzenia. W badaniu, którego wyniki opublikowano w 2012 r. na łamach „Nature”, wykazano na drodze eksperymentalnej reasortacji pomiędzy H5N1 a ludzkim pandemicznym szczepem wirusa grypy H1N1, że tego pierwszego dzielą zaledwie cztery mutacje w hemaglutyninie, by zyskał on zdolność przenoszenia się pomiędzy ssakami. Intencjonalne zmienianie wirusa w taki sposób może oczywiście budzić kontrowersje i obawy, ale z drugiej strony to właśnie dzięki takim doświadczeniom wiemy ponad wszelką wątpliwość, że H5N1 nie wolno ignorować, nawet jeżeli obecnie nie stanowi dużego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia. Ryzyko miksowania się szczepów ptasiej i ludzkiej grypy stwarza natomiast masowa hodowla świń. W drogach oddechowych tych zwierząt znajdziemy bowiem wersje kwasu sialowego, które rozpoznają zarówno jedne, jak i drugie. A przecież na świecie hoduje się już niemal 800 mln świń.
Czytaj także: Kto i dlaczego obawia się mięsa in vitro?
Oczywiście, jeżeli wirusom ptasiej grypy udałoby się na drodze takich zmian lepiej zaadaptować do organizmu, to możliwe, że zwiększenie transmisyjności na drodze człowiek–człowiek odbyłoby się kosztem patogenności. Ale przecież to nie musiałoby od razu oznaczać, że taki wirus byłby zupełnie obojętny dla ludzi – gdyby nawet jego śmiertelność zmniejszyła się pięciokrotnie do 10 proc., to i tak wciąż mówilibyśmy o niezwykle niebezpiecznym patogenie.
Dobrą informacją jednak jest to, że dysponujemy narzędziami, przy pomocy których moglibyśmy radzić sobie z taką sytuacją. Mowa o szczepionkach i lekach przeciwwirusowych. Skoro mamy bezprecedensową skalę rozprzestrzeniania się H5N1 w różnych regionach świata, to mądrze byłoby dysponować zapasem takich środków, nawet jeżeli ostatecznie nie miałyby się przydać. Należy myśleć strategicznie zgodnie z zasadą „przezorny zawsze ubezpieczony”. Ważne, by już dziś istniały plany dystrybucji leków i szczepionek – na poziomie globalnym, międzynarodowym i lokalnym.
Czytaj także: Wirus świńskiej grypy G4 w Chinach. Czeka nas kolejna pandemia?
Szczepionki dla ludzi, szczepionki dla drobiu
Czy nie byłoby rozsądnie również zaszczepić drób? Pod tym względem panują na świecie różne praktyki. Tam, gdzie wysoce patogenna ptasia grypa występuje endemicznie, robi się to rutynowo. Tak jest między innymi w Chinach, gdzie drób zaczęto szczepić od 2004 r. Gdy w kolejnym roku wszystkie przypadki infekcji H5N1 dotyczyły gospodarstw, w których nie podano preparatu, rząd wprowadził obowiązek jego stosowania. Natomiast w regionach, w których zazwyczaj nie występowała wysoce patogenna ptasia grypa, czyli w USA, Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej, nie ma takiego zwyczaju.
To jednak może wkrótce się zmienić. W USA trwają poważne rozmowy z przemysłem drobiarskim nad wprowadzeniem masowych szczepień. Za tego typu rozwiązaniem opowiada się też Unia Europejska. Na jej terenie dopuszczony jest obecnie tylko jeden preparat przeciw ptasiej grypie, którego podanie prowadzi do ochrony przed H5N1. Kolejne są jednak w drodze. Jak wynika z niedawnych badań prowadzonych przez Uniwersytet w Wageningen, dwie z czterech testowanych szczepionek wykazywały się 100-proc. skutecznością ochrony przed objawami choroby i śmiercią u kur niosek, które po podaniu jednej dawki eksperymentalnie narażano na wirusa. Ponadto zmniejszały ryzyko rozprzestrzeniania się patogenu między kurami. Innymi słowy, ich masowe zastosowanie mogłoby ograniczyć w istotny sposób obecnie ponoszone straty w pogłowiu i ograniczyć wpływ ptasiej grypy na rynek drobiu.
2013: Polacy opracowali rewolucyjną szczepionkę przeciwko ptasiej grypie
Do całkowitego pokonania wirusa ptasiej grypy droga jednak bardzo daleka. Wizja regularnego szczepienia wszystkich ptaków będących w hodowli jest obecnie nierealna, a poza tym wirus wciąż posiadać będzie dziki rezerwuar. Od czegoś trzeba jednak zacząć. Stwarzane przez H5N1 zagrożenia, te realne, jak i te póki co potencjalne, są jaskrawym przykładem, iż kontakt ze zwierzętami – tak hodowlanymi, jak i dzikimi – rodzi istotne ryzyko epidemiologiczne. Szacuje się, że ok. 75 proc. nowych ludzkich patogenów, które pojawiły się na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, ma pochodzenie odzwierzęce. Według raportu Międzyrządowej Platformy Naukowo-Politycznej ds. Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych (IPBES) koszt zapobiegania pandemiom jest nawet 100 razy niższy niż koszt reagowania na nie. Z profilaktyką po prostu nie opłaca się zwlekać.