Ludwig van Beethoven był dla muzyki postacią wybitną. Szczególnie że już w wieku 28 lat zaczął stopniowo tracić słuch. Nie słyszał wysokich tonów, doskwierały mu szumy uszne, aż wreszcie całkowicie ogłuchł. Mimo to komponował dalej. Pozbawiony słuchu stworzył jedno z najsłynniejszych dzieł muzyki klasycznej – IX symfonię d-moll. Powód głuchoty Beethovena nie jest znany. Hipotezy mówią o kile, zapaleniu błędnika, ucha środkowego lub nerwu słuchowego, chorobie kości Pageta lub zatruciu ołowiem. Według niektórych to ostatnie mogło również wyniszczyć organizm Beethovena i doprowadzić do śmierci w wieku 56 lat. W czasach, w których żył, zdarzało się jeszcze doprawiać wina ołowiem, by zatuszować smakowe niedoskonałości tańszych wersji tego trunku. Narażenie na ołów może prowadzić do nerwowości, z której kompozytor był znany, a także do dysfunkcji nerek i wątroby, na które cierpiał. Z zapisów historycznych wiadomo, że na trzy miesiące przez śmiercią spuchły mu nogi i pojawiła się żółtaczka – objawy niewydolności wątroby. Sekcja zwłok wykazała marskość wątroby, martwicę brodawek nerkowych, a także zapalenie trzustki. Możliwe, że Beethoven chorował też na cukrzycę.
W poszukiwaniu ołowiu nie tam, gdzie trzeba
W 2010 r. badacze z Icahn School of Medicine at Mount Sinai, prywatnej uczelni medycznej w Nowym Jorku, podważyli tezę o przewlekłym truciu organizmu Beethovena ołowiem. Przy pomocy techniki fluorescencji rentgenowskiej zbadano zawartość tego pierwiastka we fragmencie mającym pochodzić z czaszki genialnego kompozytora. Wiadomo, że gromadzi się on właśnie w układzie kostnym, z którego usuwany jest bardzo powoli. Jednak ilość ołowiu w analizowanym fragmencie kości nie różniła się od tej, której można spodziewać się w czaszce przeciętnej osoby. Naukowcy skonkludowali więc, że Beethoven nie mógł być długotrwale narażony na działanie tego pierwiastka. Problem w tym, że analizowany fragment mógł wcale nie należeć do słynnego kompozytora. Do takiego wniosku doszli wybitni eksperci z dziedziny osteologii, wskazując, że w przeszłości musiał zostać błędnie opisany. Do kogo należał? Nie wiadomo. Specjaliści wskazują, że niestety raczej na pewno nie do Franza Schuberta, innego austriackiego kompozytora, którego ciało spoczywające na tym samym cmentarzu ekshumowano dokładnie w tym samym momencie w roku 1863.
Czytaj także: Sponsorzy Beethovena
Słynne włosy Beethovena ścięte z innej głowy
To niejedyna pomyłka podczas badań przyczyn śmierci Beethovena. W 1994 r. Amerykańskie Towarzystwo Beethovena kupiło za 7,4 tys. dol. na londyńskiej aukcji kosmyk włosów mający należeć do kompozytora. Nazywany był lokiem Hillera, od Ferdinanda Hillera, który obciął go w dniu pogrzebu Beethovena. Wykazano, że charakteryzuje się podwyższoną zawartością ołowiu, co wspierało hipotezę, że narażenie na ten pierwiastek wyniszczyło organizm kompozytora. Jakiś czas temu z posiadaczami próbki włosów skontaktowali się biolodzy molekularni, którzy chcieli wyizolować z nich DNA, by poddać je dalszej analizie.
Co prawda już niegdyś podejmowano próby wydobycia materiału genetycznego Beethovena, zarówno z fragmentów czaszki, jak i próbek włosów, ale niestety skończyły się one niepowodzeniem. Na szczęście przez ostatnie 20 lat nauka zrobiła spory postęp w rozwoju technik ekstrahowania i analizowania DNA z wielowiekowych, częściowo zdegradowanych próbek. Włosy należące rzekomo do słynnego kompozytora poddano ponownie analizie, a jej wyniki opublikowano niedawno na łamach czasopisma „Current Biology”. Wskazują one, że lok Hillera, najbardziej znana próbka włosów Beethovena, wcale do niego nie należał. Ścięto go z głowy… nieznanej kobiety, która mogła mieć północnoafrykańskie lub bliskowschodnie pochodzenie.
Czytaj także: Amatorskie grzebanie w genach
Wątroba, która łatwego życia nie miała
Na całe szczęście badacze dysponowali innymi próbami włosów, które przypisywano kompozytorowi. Pięć z nich pochodziło od tego samego mężczyzny i spełniało inne warunki uwiarygadniające ich autentyczność. Wyizolowany z nich materiał genetyczny poddano więc dalszej szczegółowej analizie. Ostatecznie udało się złożyć mniej więcej dwie trzecie całego genomu Ludwiga van Beethovena. Dzięki temu można było sprawdzić, czy był on obciążony genetycznie ryzykiem wybranych chorób. Co udało się odkryć?
Przede wszystkim okazało się, że słynny kompozytor posiadał dwie kopie pewnego wariantu genu PNPLA3. Zwiększa on ryzyko wystąpienia marskości wątroby, zwłaszcza gdy jego posiadacz spożywa nadmierne ilości alkoholu. A przecież wiadomo, że Beethoven nadużywał go przynajmniej przez dekadę swojego życia. Przeprowadzona analiza wykazała, że był on także posiadaczem pojedynczej kopii wariantu genu HFE, który z kolei odpowiada za występowanie dziedzicznej hemochromatozy. Choroba ta polega na nadmiernym wchłanianiu żelaza z układu pokarmowego, co w rezultacie prowadzi do przeładowania organizmu tym pierwiastkiem. Gromadzi się on w szczególności w wątrobie, trzustce, sercu, stawach i przysadce mózgowej, uszkadzając te narządy. Hemochromatoza może również sprzyjać marskości wątroby.
Gdyby tego było mało, to DNA wyekstrahowane z włosów ściętych z głowy kompozytora zawierało fragmenty genomu wirusa zapalenia wątroby typu B. W jaki sposób i kiedy Beethoven się nim zainfekował? Nie wiadomo. Natomiast jasne jest, że przewlekłe zakażenie tym patogenem może również prowadzić do marskości wątroby.
Do śmierci Beethovena doprowadziła więc najprawdopodobniej wypadkowa uwarunkowań genetycznych, stylu życia i infekcja patogenem. Można bez przesady stwierdzić, że pod takim naporem wątroba kompozytora nie miała lekko.
Czytaj także: Czy styl życia może wpłynąć na nasze geny
Zagadkowa utrata słuchu
Badaczom nie udało się natomiast znaleźć nic, co mogłoby wprost wyjaśniać utratę słuchu, której doświadczył Beethoven. Nie zidentyfikowano bowiem żadnych wariantów genów obciążających schorzeniami prowadzącymi do nagłej głuchoty. Stwierdzono natomiast kilka genetycznych markerów potencjalnie predysponujących go do zachorowania na toczeń rumieniowaty układowy – chorobę autoimmunologiczną, w której przebiegu może wystąpić nagła utrata słuchu. Zdarza się to jednak rzadko, więc autorzy badania są bardzo ostrożni z formułowaniem ostatecznych wniosków. W przeszłości wielu badaczy spekulowało, że Beethoven cierpiał na otosklerozę, chorobę błędnika kostnego, której głównym objawem jest narastający niedosłuch. Jednak na podstawie przeprowadzonej analizy genomu nie da się tego potwierdzić ani wykluczyć, bowiem predyspozycje genetyczne tego schorzenia nie są znane.
Szwarcman: Beethoven rozbrykany, Beethoven posępny
Co ciekawe, według niektórych doniesień literaturowych w przebiegu infekcji wirusem zapalenia wątroby typu B może dojść, choć bardzo rzadko, do zajęcia ucha wewnętrznego i pogorszenia się słuchu. Gdyby jednak Beethoven miał nabawić się głuchoty przez wirusa, musiałby żyć z nim co najmniej 25 lat, a ostatecznie w jego wyniku i przy udziale genetycznych obciążeń oraz stylu życia nabawić się marskości. To jednak tylko hipoteza, której nie sposób zweryfikować na podstawie dostępnych danych.
Przeprowadzone badanie nie odpowiada więc na wszystkie pytania dotyczące stanu zdrowia Ludwiga van Beethovena. Jednak dzięki niemu genom kompozytora, dostępny teraz w domenie publicznej, może być przedmiotem kolejnych dociekań naukowych. Jest to też dowód na rosnące możliwości współczesnej nauki, której niekiedy wystarczy jedynie liczący niemal 200 lat włos, by dostarczyć nowych informacji o możliwych losach człowieka.
Czytaj także: Czy badacze prehistorycznego DNA odkrywają ważne tajemnice?