Publiczność filharmonii ma renomę najbardziej uprzejmej i wyrafinowanej. Ale i jej zdarzają się wpadki uchybiające etykiecie – za sprawą kaszlu, którego obecni na widowni nie potrafią powstrzymać. Dyrygenci i muzycy bywają nim zirytowani, choć grzecznie nie dają tego po sobie poznać. Zdarzają się jednak odstępstwa od tej reguły, jak podczas koncertu Chicago Symphony Orchestra w 2013 r., kiedy Michael Tilson Thomas odłożył batutę po pierwszej części IX Symfonii Mahlera, opuścił salę i powrócił z dwiema dużymi garściami pastylek na kaszel, które rozrzucił w stronę zdumionej publiczności. Według naocznych świadków miał powiedzieć, że to rozwiąże problem, i zachęcił widzów do przekazania ich tym, którzy ich potrzebują.
Jak dużym utrapieniem może być atak kaszlu w nieodpowiedniej chwili, kilkakrotnie przekonała się Hillary Clinton podczas kampanii wyborczej w 2016 r. Filmy z jej wieców, na których próbuje ratować się szklanką wody i żartami, że na samą myśl o Donaldzie Trumpie dopada ją alergia, nadal rozbawiają internautów. Ale wtedy realnie utrudniały wyścig do Białego Domu, bo w ocenie amerykańskich komentatorów niepohamowany kaszel kandydatki mógł być oznaką jakiejś ukrytej choroby.
Samoleczenie? Raczej nie
Istotnie, rzadko się zdarza, by był to objaw, który wolno bagatelizować. – Nie jestem zwolennikiem pozostawiania kaszlu bez wyjaśnienia przyczyny – stwierdza stanowczo dr Piotr Dąbrowiecki, alergolog z Wojskowego Instytutu Medycznego, prezes Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP (czyli przewlekłą obturacyjną chorobę płuc). Często spotyka pacjentów, którym nie przychodzi do głowy, że pokasływanie, z jakim oswoili się przez kilka tygodni, a nieraz nawet miesięcy, wynika z przetrwałego stanu zapalnego w drogach oddechowych.