I bardzo dobrze, produkujmy. Zawsze to mniej spalonego węgla, miału, węgla brunatnego, śmieci albo jeszcze bardziej trujących palnych świństw. W rzeczy samej jedna spora lub może nawet dwie elektrownie jądrowe poprawiłyby nieco nasz bilans energetyczny, oczywiście nie jakoś zdecydowanie, ale trochę. Zawsze coś.
Czytaj też: Miał i biedaszyby. Witajcie w węglowym mocarstwie Europy!
Elektrownie. Nie ma rzeczy niezniszczalnych
Energia jądrowa jest fajna, ponieważ jest to najbardziej skondensowane (wydajne) źródło energii, z jakiego korzysta dzisiaj człowiek, a dodatkowo jest to źródło czyste. Wprawdzie elektrownie jądrowe produkują oczywiście radioaktywne odpady, które trzeba potem przechowywać w odpowiedniej izolacji, i to wiele, wiele lat, ale sama produkcja energii nie wywołuje zanieczyszczeń przedostających się do środowiska. Obecnie działa na świecie 441 reaktorów jądrowych (najwięcej lekkowodnych, ciśnieniowych) służących do produkcji energii i ponad 200 reaktorów badawczych. W większości są to konstrukcje stworzone przed katastrofą w Czarnobylu w 1986 r. i wiele z nich będzie trzeba zamknąć i zneutralizować po 2030 r. Choć stosuje się tu także praktykę przedłużania eksploatacji najstarszych obiektów o 10–20, a nawet więcej lat. W USA istnieje elektrownia, której eksploatację przedłużono do 80 lat.
Chociaż na świecie wydarzyły się cztery poważne awarie reaktorów jądrowych – poza wspomnianą katastrofą czarnobylską była to awaria elektrowni Lucens w Szwajcarii (1969), w Three Miles Island w USA (1979) i w Fukuszimie w Japonii (2011) – to jednak powszechnie uznaje się energetykę jądrową za bezpieczną. Po Czarnobylu wiele reaktorów znacznie ulepszono – podobnie jak nowo budowane reaktory tzw. III generacji – i taki błąd, jaki popełnili operatorzy elektrowni czarnobylskiej, dzisiaj już nie byłby możliwy. Chociaż oczywiście ryzyko awarii lub nawet katastrofy zawsze istnieje, choćby spowodowane zjawiskami naturalnymi, takimi jak tsunami, trzęsienie ziemi czy upadek dużego meteoru. Obudowy bezpieczeństwa obecnych reaktorów – tzw. containment – są niezwykle wytrzymałe, ale przecież nie ma rzeczy niezniszczalnych.
Czytaj też: Prąd z atomu w każdym domu? Będzie nas słono kosztował
Rosjanie szantażują świat
Jednakże napaść na Ukrainę uświadomiła wszystkim jeszcze jedno, bardzo poważne niebezpieczeństwo, wcześniej raczej niebrane pod uwagę. A mianowicie szantażowanie przeciwnika i całego świata możliwością celowego uszkodzenia reaktora lub reaktorów w warunkach wojennych. Rosjanie okupujący Zaporoską Elektrownię Jądrową (największą w Europie) właśnie to robią. Doprowadzili już zresztą do zniszczenia pewnych instalacji, chociaż szefowie Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) twierdzą, że nie są to zniszczenia bezpośrednio zagrażające reaktorom. Na szczęście. Jednak szantaż, choć nie wysłowiony expressis verbis, jest tu oczywisty. To bardzo duże zagrożenie.
I możliwe tylko w przypadku instalacji jądrowych. Każda inna budowa czy fabryka nie może być przedmiotem takiej groźby. Fabrykę butów czy traktorów, hutę czy nawet konwencjonalną elektrownię po awarii można w ostateczności unieruchomić, zamknąć na kłódkę i iść do domu. W przypadku elektrowni jądrowej jest to niemożliwe. De facto Rosjanie używają dzisiaj Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej jako straszaka, okupując ją, grożą światu możliwością masowego rażenia, gdyż poważne uszkodzenie któregoś z reaktorów mogłoby taki skutek wywołać. Wojna w Ukrainie uzmysłowiła nam istnienie takiej groźby. Pokazała, że wojna i energetyka jądrowa to bardzo niebezpieczne zestawienie.
To oczywiście nie powstrzyma planów budowy nowych elektrowni, jednak warto o tym pamiętać. Obecnie na świecie trwa realizacja ok. 50 nowych energetycznych instalacji jądrowych, a planowanych inwestycji jest ponad sto. Najwięcej w krajach Azji, a więc w Chinach, Indiach, Pakistanie, Korei Południowej. Czyli w rejonach, w których jakieś konflikty zbrojne czy nawet wojny lokalne są brane pod uwagę. Tymczasem obecnie – niestety – mamy problem tu, w Europie.
Czytaj też: Czym grozi zniszczenie elektrowni atomowej w Ukrainie?