Borelioza nieodłącznie kojarzy się z kleszczami, które mogą roznosić wywołujące chorobę krętki. Oczywiście nie każdy kleszcz jest nosicielem tych patogenów. Co więcej, prawidłowe usunięcie go w ciągu 24 godzin bardzo istotnie zmniejsza ryzyko zakażenia. Nie zmienia to faktu, że borelioza pozostaje istotnym wyzwaniem dla zdrowia publicznego. Z badania opublikowanego niedawno na łamach „BMJ Global Health” wynika, że nawet 15 proc. światowej populacji mogła być na pewnym etapie życia zainfekowana krętkami boreliozy. Co gorsza, w porównaniu do pierwszej dekady XXI w. częstość występowania boreliozy w latach 2010–21 podwoiła się. Zmiany klimatu sprzyjają chorobie, bo łagodniejsze zimy wiążą się z mniejszą śmiertelnością kleszczy. W Polsce liczba rozpoznawanych corocznie przypadków przekraczała na ogół 20 tys. W czasie pandemii wykrywalność zmniejszyła się do ok. 12 tys. To jednak wciąż dużo.
Borelioza – niełatwe rozpoznanie, poważne konsekwencje
Warto przypomnieć, że borelioza jest niebezpieczną chorobą wielonarządową. Przebiega fazowo, z nawrotami. Może prowadzić do objawów reumatologicznych, neurologicznych i kardiologicznych. Nieleczona lub niedoleczona grozi poważnymi, nieodwracalnymi zmianami w organizmie. Odpowiednio wcześnie wykryta jest całkowicie uleczalna przy pomocy antybiotykoterapii. Niemniej mimo jej zastosowania u ok. 10 proc. pacjentów występuje tzw. zespół poboreliozowy: bóle stawów, mięśni i zmęczenie występuje nawet do sześciu miesięcy po zakończeniu leczenia.
Problem polega też na tym, że wiele przypadków boreliozy jest rozpoznawanych za późno. Niekiedy pacjent po wizytach u różnych specjalistów jest już w fazie zaawansowanej neuroboreliozy. To dlatego, że obraz kliniczny jest często podobny do chorób, które mają podłoże neurologiczne i autoimmunologiczne. Z kolei charakterystyczny rumień wędrujący, pojawiający się w miejscu wkłucia kleszcza, występuje jedynie w 30–40 proc. przypadków.
Na domiar złego istnieje możliwość ponownego zakażenia. Z obserwacji wynika, że częściej zdarza się ono u osób, u których borelioza została rozpoznana wcześnie i wyleczona antybiotykami. Dodatkową komplikacją – także w wytworzeniu szczepionki – jest to, że nie tylko istnieją różne gatunki krętków, które mogą wywoływać boreliozę, ale też w obrębie niektórych z nich występują różne szczepy. A pojedynczy kleszcz może być nosicielem wielu heterologicznych szczepów.
Czytaj także: Nawet 40 proc. kleszczy może przenosić boreliozę
Szczepionka przeciw boreliozie, która zniknęła
Obecnie szczepionki przeciw boreliozie nie ma. Co prawda w 1998 r. amerykańska FDA dopuściła preparat LYMERix, który o niemal 80 proc. zmniejszał ryzyko infekcji u dorosłych, ale po czterech latach został wycofany z obrotu przez producenta. Powód? Rosnące, podsycane przez ruchy antyszczepionkowe i media obawy, że jej przyjęcie zwiększa prawdopodobieństwa wystąpienia przewlekłego zapalenia stawów. Ostatecznie okazały się nieuzasadnione. Retrospektywna analiza danych wykazała, że na ponad 1,4 mln podanych dawek objawy tego rodzaju, na dodatek o łagodnym i samoograniczającym się charakterze, wystąpiły u zaledwie 905 osób. Nie zmieniło to jednak systematycznie spadającego zainteresowania szczepionką, której produkcja stała się po prostu nieopłacalna. Większość firm farmaceutycznych straciła zainteresowanie tematem szczepień przeciw boreliozie w obawie, że towarzyszyć będzie mu już zawsze zła aura. Jedyna obecnie dostępna szczepionka przeznaczona jest dla... psów.
Czytaj także: Krótkie dzieje szczepionek
VLA15, szczepionka przeciw boreliozie, coraz bliżej
Na horyzoncie pojawiła się jednak VLA15. To efekt rozpoczętej w 2020 r. współpracy między firmami Pfizer i Valnea. Obecnie to jedyny preparat tego typu, który jest badany klinicznie. Dobrnął już do fazy trzeciej, która obejmie największą liczbę uczestników i pozwoli określić skuteczność szczepienia. Weźmie w niej udział 18 tys. osób w wieku od pięciu lat, losowo przydzielonych do grupy otrzymującej placebo bądź szczepionkę. Badanie potrwa dwa i pół roku. Biorą w nim udział europejskie i amerykańskie ośrodki z obszarów o wysokiej zachorowalności na boreliozę. W Polsce to Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, która rekrutuje do badania osoby dorosłe. Poprzednie fazy kliniczne, prowadzone na grupie kilkuset osób, wykazały, że preparat ma akceptowalny profil bezpieczeństwa zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Co ciekawe, w tej pierwszej grupie był on bardziej immunogenny, tzn. prowadził do produkcji wyższych poziomów przeciwciał.
Jakie są założenia VLA15? To wielowalentna szczepionka podjednostkowa. W jej skład wchodzi sześć wersji białka OspA, które stwierdza się na powierzchni najczęstszych serotypów krętka boreliozy występujących w Ameryce Północnej i Europie. Przeszkolenie układu odporności, by rozpoznawał białko OspA i je blokował, ma uniemożliwiać bakterii opuszczanie organizmu kleszcza i infekowanie człowieka. Badania przedkliniczne wskazują, że preparat ma szansę skutecznie chronić przed różnymi gatunkami krętków boreliozy, w tym Borrelia burgdorferi, B. bavariensis, B. afzelii oraz B. garinii. Powinna więc mieć szerokie spektrum ochrony. Warto jednak dodać, że wciąż odkrywane są nowe gatunki krętków. Na ten moment nie wiadomo, czy zastosowanie VLA15 będzie w ogóle chroniło przed tymi, które są rzadsze. Wymagałoby to sprawdzenia np. w modelach eksperymentalnych. Nie jest też jasne, jak długotrwała będzie ochrona po otrzymaniu szczepienia i czy będzie wymagała podawania co jakiś czas dawek przypominających.
Szczepionka przeciw boreliozie – trudny reżim przyjmowania
Chociaż na wyniki badania VLA15 trzeba jeszcze poczekać, to już dziś można się zastanawiać, jakie mogłoby być realne zainteresowanie jej przyjmowaniem, gdyby okazała się skuteczna i została dopuszczona do użytku. Zgodnie z protokołem badania uczestnicy muszą najpierw otrzymać aż trzy dawki podstawowe w okresie dziewięciu miesięcy, a następnie dawkę przypominającą po roku. Wcześniejsze fazy kliniczne dowiodły, że taki reżim jest niezbędny, by uzyskać pożądaną i długotrwałą reakcję układu odporności. Z drugiej strony jest pewnym zagrożeniem: może ograniczyć chęć przyjmowania preparatu, zwłaszcza w takich krajach jak Polska.
Wystarczy spojrzeć na doświadczenia z innymi szczepionkami, które wymagają podawania w różnych odstępach czasu większej liczby dawek. By zaszczepić się przeciw kleszczowemu zapaleniu mózgu, również musimy najpierw przyjąć trzy dawki w cyklu podstawowym, a potem dawki przypominające. W efekcie zaszczepione przeciw tej groźnej chorobie jest zaledwie 2 proc. polskiego społeczeństwa. Głównie leśnicy, którzy z racji obowiązków mają podwyższone ryzyko zachorowania. Rekomendowane coroczne szczepienie przeciw grypie przyjmuje zaledwie ok. 4 proc. populacji. Z każdą kolejną dawką szczepionki przeciw covid spada zainteresowanie jej przyjęciem. Rośnie częstość uchylania się od obowiązkowych szczepień dzieci. Jesteśmy społeczeństwem antyszczepionkowym, nierozumiejącym sensu profilaktyki i celów zdrowia publicznego, które najwyraźniej woli narażać się na poważne choroby, niż kilka razy dać się ukłuć.
Szczepionkę przeciw boreliozie może spotkać podobny los. Nie zmienia to faktu, że skuteczny preparat uratowałby niejedną osobę przed chorobą, której rozpoznanie jest problematyczne, a konsekwencje bardzo poważne. Ci, których dotknęły, należą do zwolenników szczepień. A pamiętajmy, że kleszcze nie występują jedynie w lasach, ale też w parkach miejskich czy ogrodach. Z krętkami boreliozy zetknąć może się zatem nie tylko leśnik czy rolnik, ale wszyscy korzystający rekreacyjnie z terenów zielonych. Być może kiedyś będą mogli się przed tym obronić przy pomocy VLA15.