Egipcjanie to my
Egipcjanie to my, lubili pomarudzić. Już od 200 lat czytamy hieroglify
Sowa, człowiek, znak chleba, wody, tronu. Patrząc na hieroglify, widzimy piękne pismo obrazkowe. Tajemniczy szyfr, który przy pomocy sylwetek zwierząt, ludzi, ptaków i przedmiotów zapisuje nie konkretny język, a idee. To pierwszy często popełniany błąd. Drugi to założenie, że przez 3 tys. lat istnienia państwa faraonów pismo się nie zmieniało. W rzeczywistości nie tylko ewoluowało, ale miało trzy formy – eleganckie hieroglify oraz dwie formy kursywy – hieratykę, a od 660 r. p.n.e. demotykę. Pierwsza służyła do wykuwania inskrypcji w kamieniu, drugiej i trzeciej używano na papirusach i glinianych skorupach (ostrakach).
Przy nowoczesnych metodach badawczych trochę zapominamy, że rozszyfrowanie hieroglifów było kluczem do poznania starożytnego Egiptu. A do tego doszło dokładnie 100 lat przed odkryciem generującego modę na odradzające się mumie, magię i inne staroegipskie tajemnice grobowca Tutanchamona – faraona celebryty (patrz ramka).
Kamień Champolliona
O tym, co pewnemu Francuzowi udało się zrozumieć, a czego nie.
Marzenie, by odczytać pismo egipskie, pozostawało niespełnione aż do momentu, gdy w 1799 r. odkryto Kamień z Rosetty, na którym ta sama treść została zapisana w języku greckim i po egipsku w hieroglifach i w demotyce. Ponieważ zauważono, że w kartuszach (owalnych obramowaniach) umieszczono imiona władców, Brytyjczyk Thomas Young skupił się na porównaniu greki i demotyki, a Francuz Jean-François Champollion postawił na hieroglify, których tajemnicę udało mu się rozszyfrować.
Ponoć gdy to się stało, 14 września 1822 r. miał wykrzyknąć: „Je tiens l’affaire!” („Udało mi się!”), po czym z wrażenia zemdleć. Szok mu chyba szybko minął, ponieważ już kilka dni później miał gotowy szkic odczytu, który wygłosił 27 września w Académie des inscriptions et belles-lettres w Paryżu przy pękającej w szwach sali.