Jak człowiek został żołnierzem
Pierwsze potyczki, masakry, bitwy. Jak człowiek został żołnierzem
Poza człowiekiem wojny toczą jedynie mrówki – pisze amerykański filozof David Livingston Smith w książce „Najbardziej niebezpieczne ze zwierząt. Natura ludzka i przyczyny wojen”. Niektóre ich gatunki tworzą wielotysięczne „armie” i stosują taktyki bojowe (np. wypuszczają zwiadowców). Wszystko po to, by zdobyć kolonie sąsiadów, zabić ich królową i zabrać poczwarki, które – kiedy osiągną postać dorosłą – służą im jako „niewolnice”.
By rozpętać konflikt, który można nazwać wojną, nie wystarcza zatem występująca u wielu zwierząt, m.in. najbliższych nam ewolucyjnie szympansów, naturalna skłonność do agresji. Potrzeba jeszcze tego, co łączy kolonie mrówek z grupami ludzi: liczebności i organizacji społecznej. Ale to nie wszystko. Nie każdy osobnik jest tak samo skłonny do wojaczki. Zajazdy, napady, potyczki i morderstwa istniały wśród ludzi od zawsze i miały różne przyczyny. Jednak konflikty nabrały rozmachu i regularności dopiero wraz ze zmianami społeczno-politycznymi wywołanymi przez przejście człowieka na gospodarkę wytwórczą. Nie bez znaczenia było także to, że w pewnym momencie kultura zaczęła je gloryfikować i uważać za zjawisko służące grupie.
Z badań antropologów wynika, że nie wszystkie ludy pierwotne są tak samo skłonne do grupowej agresji, a toczone przez nie „wojny” to typowe lokalne potyczki. Zdecydowana większość woli unikać starć, stawiając na negocjacje, wymianę towarów czy małżeństwa polityczne. Życie w małych odizolowanych egalitarnych grupach oraz brak nadwyżek dóbr sprawiają, że do dziś Pigmeje Mbuti w centralnej Afryce czy Semoi w Malezji nie chwytają za broń. Co nie znaczy, że nie potrafią walczyć, czego dowodem wcieleni do armii pokojowych mieszkańcy wysp Mikronezji, którzy okazali się sprawnymi żołnierzami.