Nie chcą parku na karku
Niewidzialny Turnicki Park Narodowy. Tylko tak można ocalić las
W 1992 r. Stefan Kozłowski, wówczas minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, wystąpił z wnioskiem o utworzenie Turnickiego Parku Narodowego. Podczas ostatniej dekady ubiegłego wieku w Polsce, wraz z rodzącymi się demokracją i wolnym rynkiem, znacznie poprawiała się ochrona przyrody. Między rokiem 1990 a 1996 powołano aż 7 z 23 polskich parków narodowych.
Koncepcja Turnickiego PN świetnie wpisywała się w trend zabezpieczania najbardziej dziewiczych zakątków kraju. Ok. 20 tys. ha Pogórza Przemyskiego, jak mało co, uchowało się od nadmiernej ingerencji człowieka. – Trudny teren nie sprzyjał ani rolnictwu, ani pozyskiwaniu drewna. Również osadnictwo było tu stosunkowo mało intensywne. Zapisy przyrodników z początku XX w. opisują ten las jako pierwobór [dziki las – przyp. PZ] pełen bardzo dużych i starych drzew – mówi Piotr Klub z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Państwo arłamowskie
Na początku lat 30. XX w. środowiska naukowe zaapelowały o objęcie go ochroną rezerwatową. Po drugiej wojnie światowej cały region targany był niepokojami, walką z ukraińską partyzantką i akcją wysiedleń pod kryptonimem „Wisła”, a turnickie lasy stały się jeszcze bardziej opustoszałe i zapomniane. W latach 60. ich rekreacyjny potencjał dostrzegły władze centralne i utworzyły Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów w Arłamowie, znany bardziej jako „państwo arłamowskie”. W praktyce było to ranczo do polowań dla partyjnych dygnitarzy i ich gości. Formuła użytkowania tego terenu, włączając szczelne ogrodzenie o łącznej długości ok. 120 km, ogólnie była sprzeczna z rozumieniem ochrony przyrody, lecz o tyle korzystna dla tamtejszego ekosystemu, że powstrzymywała intensywną urbanizację i wyrąb.