Teraz albo nigdy – to najkrótszy wniosek z lektury najnowszego raportu dotyczącego kryzysu klimatycznego przygotowanego przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatycznych ONZ (IPCC). Wyczekiwana w napięciu publikacja potwierdza informacje, jakie pojawiły się latem ubiegłego roku w medialnych przeciekach. Ciągle jest szansa na zatrzymanie wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C lub niewiele wyższym – tyle rekomendują naukowcy i taki cel stawia porozumienie paryskie przyjęte w 2015 r. Czas jednak szybko ucieka, a poprzednie opracowania, w tym raport specjalny „Globalne ocieplenie 1,5 st. C” opublikowany w 2018 r., nie skłoniły do działań adekwatnych do skali problemu.
Edwin Bendyk: Czy da się jeszcze zatrzymać zmiany klimatu? Mamy mało czasu
Katastrofalna norma emisji
Owszem, raport z 2018 r. był bodaj pierwszym, który wywołał tak szerokie zainteresowanie mediów i opinii publicznej. Jego publikacja zbiegła się z narodzinami młodzieżowego ruchu klimatycznego, którego ikoną i ucieleśnieniem stała się nastoletnia Szwedka Greta Thunberg. Mimo to 2019 r. okazał się rekordowy, jeśli chodzi o poziom emisji gazów cieplarnianych, a 2020 nie zasłużył na to miano tylko ze względu na pandemię covid-19 i jej gospodarcze konsekwencje.
Gdy gospodarka odżyła, emisje gazów cieplarnianych wróciły do katastrofalnej normy, nie udało się także wykorzystać szansy, jaką były pakiety stymulacyjne dla gospodarek, które uruchamiały rządy, i w sumie przekroczyły one w krajach zaawansowanych gospodarczo kwotę 14 bln dol. Ekonomiści zajmujący się sprawami środowiska rekomendowali, by wykorzystać te pakiety do przyspieszenia „zielonej transformacji”. Niestety, tylko 6 proc. wspomnianej kwoty poszło na inwestycje mające zmniejszyć emisje.
Młodzi biją na alarm: Wspólne działanie lub wspólne wymieranie
W efekcie średnia temperatura atmosfery jest wyższa o 1,1 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Niby niewiele, ale wartość średnia w konkretnych miejscach zamienia się w konkretne liczby znacznie od średniej odbiegające. Przekonali się o tym w ubiegłym roku Kanadyjczycy z Brytyjskiej Kolumbii, gdzie temperatury latem zbliżyły się do 50 st. C. Średni wzrost temperatury w Arktyce osiągnął z kolei ok. 3 st. C.
Ostatnie ostrzeżenie na ścieżce bez powrotu
Opublikowany właśnie przez IPCC raport jest trzecią częścią przygotowywanej co kilka lat syntezy naukowej wiedzy na temat zmian klimatycznych, ich konsekwencji oraz sposobów przeciwdziałania. Poprzednią, piątą edycję ogłoszono w 2014 r. Najnowszy, szósty raport można nazwać ostrzeżeniem o ostatniej szansie na ratunek. Pierwsza cześć opublikowana w sierpniu ubiegłego roku stwierdzała wprost: ludzkość wkroczyła na ścieżkę bez powrotu. Nawet jeśli uda się osiągnąć cele i zatrzymać wzrost temperatury na poziomie 1,5 st. C, wiele negatywnych procesów zostanie z nami na setki lat (podnoszenie poziomu mórz czy topnienie pokrywy lodowej). Najważniejsze jednak, że ciągle można osiągnąć ów cel, 1,5 st. C.
Trzecia część szóstego raportu IPCC jest poświęcona sposobom przeciwdziałania zmianom klimatycznym i potwierdza, że 1,5 st. C jest ciągle w zasięgu. Wszystko zależy, jak wykorzystamy istniejący „budżet węglowy”, czyli ilość gazów cieplarnianych, jaką można jeszcze wprowadzić do atmosfery, nie przekraczając stężenia odpowiadającego celowi 1,5 st. C. Pozostało jeszcze 510 Gt ekwiwalentu dwutlenku węgla, najważniejszego gazu cieplarnianego. Dużo to czy mało? Dekada 2010–19 była czasem największego wzrostu emisji gazów cieplarnianych i osiągnęły one średni roczny poziom 56 Gt ekwiwalentu CO2.
Czytaj także: Dialektyka kryzysu klimatycznego. Jaki jest bilans COP26?
Rachunek jest więc prosty. Dodatkowy problem w tym, że już istniejąca infrastruktura do wykorzystania paliw kopalnych zużyje 660 Gt ekwiwalentu CO2, jeśli nie zostaną podjęte szybko działania zmniejszające zużycie węgla, ropy i gazu. W skrócie prawda jest taka, że świat zmierza w kierunku wzrostu temperatury przekraczającego 3 st. C pod koniec stulecia. I nawet jeśli zostałyby zrealizowane w rzeczywistości, a nie tylko na papierze, zobowiązania wynikające z porozumienia paryskiego, to wystarczy na zatrzymanie wzrostu na poziomie ok. 2,8 st. C.
Wina najbogatszych
Obie wartości oznaczają katastrofalne konsekwencje. Co zrobić, żeby zatrzymać się na 1,5 st. C? Do 2030 r. należy zmniejszyć emisje dwutlenku węgla o 48 proc., by w 2050 uzyskać neutralność klimatyczną. Problemem jest także metan, którego ważnym źródłem jest rolnictwo – do 2030 jego emisje powinny zmniejszyć się o jedną trzecią, a do 2050 o połowę. To z kolei oznacza konieczność redukcji zużycia węgla o 95 proc., ropy o 60 proc. i gazu o 45 proc. do 2050 r. Pod warunkiem że do tego czasu wdrożone zostaną technologie wychwytu i bezpiecznego magazynowania dwutlenku węgla pochodzącego z aktywności człowieka. Autorzy raportu, choć zwracają uwagę na potencjalne znaczenie takich technologii, nie ukrywają, że ich upowszechnienie wiąże się z licznymi wyzwaniami o charakterze nie tylko technologicznym, ale także ekologicznym, społecznym i kulturowym.
Odchodzenie od spalania paliw kopalnych oznacza także rezygnację ze znacznej części infrastruktury przed zakończeniem jej amortyzacji, a tzw. koszty osierocone osiągną wiele bilionów dolarów. Ale koszty alternatywne wynikające z konsekwencji zmian klimatycznych będą znacznie większe, więc nie ma się co zastanawiać. Trzeba działać, i to natychmiast – w 2025 r. najpóźniej powinno nastąpić maksimum emisji gazów cieplarnianych, potem emisje muszą już się tylko zmniejszać.
Największym winowajcą kryzysu klimatycznego są niezmiennie kraje najbogatsze. Stany Zjednoczone, Europa, Australia, Japonia i Nowa Zelandia, gdzie mieszka 22 proc. ludności świata, odpowiadają za 43 proc. skumulowanej emisji dwutlenku węgla w latach 1850–2019. Afryka i Azja Południowa z 61 proc. ludności odpowiadają tylko za 11 proc. skumulowanych emisji. Najbogatsze 10 proc. gospodarstw domowych odpowiada za 34–45 proc. światowych emisji, najbiedniejsze 50 proc. za jedynie 13–15 proc. Najbogatsi nie tylko emitują najwięcej, ale także mają największe możliwości ich ograniczenia.
Czytaj także: Będzie więcej wojen. Raport IPCC pozbawia złudzeń ws. skutków zmian klimatu
Jak oddalić katastrofę?
Nowy raport IPCC opisuje, w jaki sposób zmierzać do celu oddalającego od katastrofy. Sposób najważniejszy to przebudowa infrastruktury energetycznej i odejście od paliw kopalnych, szybkie zwiększenie wykorzystania niskoemisyjnych źródeł energii, powszechna elektryfikacja systemu dostaw energii. Samo zastąpienie starej infrastruktury nową nie wystarczy, potrzebne są zmiany instytucjonalne i społeczne. Kluczową rolę w walce o klimat odegrają miasta, w których żyje coraz większy odsetek mieszkańców Ziemi i które są największym źródłem emisji. Nie obejdzie się jednak bez konieczności zmiany stylów życia.
Czytaj także: Amazonia traci odporność. Światu grozi kaskada zmian
Wyzwań jest więc wiele, ryzyko katastrofy coraz większe, ale ciągle jest szansa. Zwiększa ją fakt przyspieszenia rozwoju i wdrażania nowych technologii, które szybko tanieją. Niskoemisyjna infrastruktura wytwarzania energii oparta m.in. na odnawialnych źródłach energii w wielu regionach świata jest już tańsza od źródeł „tradycyjnych”. Tanieją systemy magazynowania energii i samochody elektryczne.
Raport nie uwzględnia konsekwencji wojny w Ukrainie, był przygotowywany wcześniej i powstał na podstawie analizy 18 tys. opracowań naukowych. Pisało go 278 autorów z 65 krajów. Komentatorzy są jednak zgodni, że wojna nie unieważnia konkluzji naukowców. Przeciwnie, rosyjska agresja ujawniła z pełną mocą strategiczny wymiar uzależnienia od paliw kopalnych i ich importu z niebezpiecznych źródeł. Unia Europejska zapowiada, że cele polityki klimatycznej pozostają w mocy. Więcej, proces transformacji energetycznej należy przyspieszyć, co znajdzie wyraz w programie #RepowerEU opisującym, jak wyjść z uzależnienia energetycznego od Rosji.
Teraz albo nigdy – przypomnijmy główne przesłanie najnowszego raportu IPCC.