Adam Wajrak, dziennikarz i świetnie zorientowany mieszkaniec Puszczy Białowieskiej, alarmuje w „Gazecie Wyborczej” o dwudziestce żubrów z Polski uwikłanych w kryzys na granicy. Zwierzęta utknęły między polskimi a białoruskimi drutami kolczastymi, nie mogą się wydostać z pułapki, będą miały kłopot ze znalezieniem pożywienia, co w zimowych warunkach może oznaczać śmierć głodową. Jest też niemałe ryzyko, że żubry spłoszone (umyślnie czy przez przypadek) wpakują się na druty, dotkliwie się na nich pokaleczą albo zginą.
Czytaj też: Puszcza jak poligon. Zapora na granicy zrujnuje przyrodę
Bariery na granicy zagrożeniem dla przyrody
Specjaliści ostrzegali, że bariery stawiane przez Polskę na granicy, zwłaszcza rozwijanie drutu żyletkowego, tnącego skórę i mięśnie jak skalpel, będą zagrożeniem dla przyrody pogranicza. Dotąd azylu, bo od pasa granicznego w głąb terytorium Białorusi ciągnął się obszar szeroki na kilkaset metrów, a miejscami nawet na 2 km. Dopiero za nim znajdują się instalacje tzw. sistiemy, starannie pilnowanej przez białoruskich funkcjonariuszy.
Przestrzeń między pasem granicznym a sisitemą dziczała przez dziesięciolecia, nie była intensywnie penetrowana przez białoruskich pograniczników, nie cięto tam drzew i nie polowano, miejscowa ludność nie miała do niej wstępu, zwierzęta z Polski przechodziły tam, kiedy chciały, i zawsze mogły wrócić. Drut rozwijany przez polskie służby zaburzył sytuację. Adam Wajrak radzi teraz, by zrobić wyrwy w drucie i zwabić zwierzęta z powrotem jakimś żubrzym przysmakiem, sianem albo burakami.
Czytaj też: Rządy PiS. Koszmar dla środowiska
Rząd zobowiązany do ochrony żubrów
Tymczasem wygląda na to, że pułapkę na siebie zastawił polski rząd, zobligowany prawem, tradycją i przyzwoitością do ochrony żubrów. O sprawie robi się głośno, informacje o uwięzionych zwierzakach pojawiły się w rosyjsko- i białoruskojęzycznych serwisach, za chwilę pewnie rzecz podchwyci globalna prasa. W świat może więc pójść informacja, że ekipa rządząca Polską skazała na śmierć tak rzadkie zwierzęta, swego czasu niemal cudem odratowane przed wyginięciem.
Trudno nie oczekiwać poruszenia. Medialna rzeczywistość jest bowiem taka, że często los okrutnie traktowanych zwierząt – sięgnijmy pamięcią choćby do tygrysów z Terespola – rozpala emocje publiczności może nawet bardziej niż niedola skazywanych na cierpienie ludzi, w tym tych próbujących dostać się do Polski.
Nawet żubry nie chcą mieszkać w Polsce?
I jeszcze jedna spekulacja. Ciekawe, co powie kierownictwo Zjednoczonej Prawicy, jeśli reżim Łukaszenki zdecyduje o przechwyceniu żubrów i zwabieniu ich do siebie. To wykonalne, białoruskie siano czy buraki są z żubrzej perspektywy tak samo smaczne. Byłoby w takim zabiegu coś symbolicznego. Białoruski Wolny Teatr – dziś przymusowo grający na emigracji – w jednym ze swoich spektakli przypomina o zdarzeniu z 2006 r., gdy 260 krów z państwowego gospodarstwa spod Brześcia uciekło przez Bug do Polski.
To miała być ilustracja tego, że nawet krowy nie chcą żyć w systemie stworzonym przez Łukaszenkę, traktującego poddanych jak mieszkańców kołchozu. Przejście żubrów w drugą stroną byłoby symbolem porównywalnym i żyłą złota dla propagandy: najpierw na Białorusi schronił się polski żołnierz, a teraz nawet żubry nie chcą w Polsce mieszkać.
Przy okazji trzeba przypomnieć, że nie tylko drut, ale i stały płot budowany na granicy oraz towarzyszące mu nowe drogi to niebezpieczny zamach na przyrodę Puszczy Białowieskiej, która zbyt wiele razy i zbyt często pada ofiarą prymitywnej polityki.
Czytaj też: Krótka historia bizonopodobnych