W wywiadzie udzielonym w maju 2020 r. doktor Ali S. Khan, były dyrektor Biura ds. Gotowości i Reagowania Zdrowia Publicznego w Amerykańskich Centrach Kontroli i Zapobiegania Chorobom, został zapytany, co poszło nie tak z globalną reakcją na pojawienie się wirusa SARS-CoV-2: czy to był brak informacji naukowej, brak pieniędzy, a może zawiódł system wczesnego ostrzegania? „Chodzi o brak wyobraźni” – odparł wtedy Khan, choć sam, w swoich przewidywaniach, nie spodziewał się w szczycie pierwszej fali pandemii, ile jeszcze nadciągnie kolejnych.
Kiedy jednak równo rok temu zaczęto szczepić ludzi przeciwko Covid-19, nie brakowało optymistów, którzy ufali, że początek 2022 r. nie będzie już tak posępny i świat zdoła wrócić na swoje tory, z których wypchnął go koronawirus. Tymczasem po dwóch latach od pierwszych zakażeń nasza sytuacja wygląda nadal ryzykownie, bo przypomina przejażdżkę rollercoasterem, a jak wiadomo, nie wszyscy ją dobrze znoszą.
Szybka kolejka górska z wysokimi wzniesieniami, stromymi spadkami i gwałtownymi zakrętami doskonale obrazuje naturalny przebieg pandemii z jej falami, które układają się w kształcie sinusoid, ale też odzwierciedla związane z nimi zmagania i emocje. Ileż w ciągu tych dwóch lat było już nagłych zwrotów, szczytów, wypłaszczeń, spowolnień i przyspieszeń. A końca trasy nie widać, więc naturalne pytanie brzmi: ile jeszcze musimy wytrzymać i dlaczego tak długo to trwa?
Epidemia uników
Ten rollercoaster rozpędziła w Polsce tchórzliwa władza, gdyż zamiast wprowadzić twarde reguły, wolała mamić społeczeństwo propagandowymi sztuczkami. W jej podejściu do zagrożenia brakowało logiki (gdy ogłoszono np. zakaz wstępu do lasu) albo kierowano się politycznym wyrachowaniem (gdy starszych ludzi naganiano do lokali wyborczych).