Bez koronawirusa SARS-CoV-2 na pewno tak szybko nie powstałyby nowatorskie szczepionki z mRNA, za pomocą których chronimy się przed covidem. Ostatnio jednak pojawia się sporo głosów rozczarowania, że preparaty te są skuteczne „zaledwie” w 70–90 proc. (w zależności od ich rodzaju i wieku szczepionych). A większość Polaków odmawia również zaszczepienia starszej generacji preparatami przeciwko grypie, bo po co się kłuć, skoro jego efektywność waha się – w zależności od sezonu – od 40 do 70 proc. Ciekawe, czy gdyby można było uodpornić się przed rakiem, wiedząc, że szczepionka obniża ryzyko choroby o połowę, stosunek do niej byłby równie krytyczny? A szczepienie przeciwko cukrzycy, gdyby ludziom otyłym pozwalało uwolnić się od męczących diet i leków, nie byłoby przez nich wyczekiwane bez żadnych zastrzeżeń?
Jest jeszcze za wcześnie, by docenić wszystkie zalety szczepionek mRNA (wbrew rozgoryczeniu osób, które uległy zakażeniu koronawirusem po regulaminowym przyjęciu trzech dawek), ale ta nowa technologia – którą po raz pierwszy zastosowano na tak masową skalę – ma szansę zrewolucjonizować wytwarzanie tego typu produktów, i to w różnych obszarach medycyny.
Sukces to o tyle istotny, że w ciągu ostatnich lat mówiono raczej o zapaści wakcynologii w aspekcie nowych preparatów – ostatnie osiągnięcie w tej dziedzinie przypada na 2006 r., kiedy pojawiła się szczepionka przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV), okrzyknięta pierwszą wakcyną przeciwnowotworową, gdyż zapobiega rakowi szyjki macicy. Teraz, na bazie mRNA, będą mogły powstawać leki onkologiczne.
W laboratoriach trwają też prace nad kolejnymi generacjami takich szczepionek i możliwością ich wykorzystania do jednoczesnego uodpornienia przed kilkoma zarazkami (np.