To najbardziej zaawansowane technicznie, największe i najdroższe pojedyncze urządzenie, jakie ludzkość wysyła w kosmos. A także najdłużej budowane, bo pierwsze prace nad Kosmicznym Teleskopem Jamesa Webba (JWST) rozpoczęły się jeszcze w 1996 r. Teleskop, który w sumie kosztował aż 10 mld dol. – wyłożonych przez trzy agencje kosmiczne: amerykańską NASA, europejską ESA oraz kanadyjską CSA, czyli w sumie ponad 20 państw – ma wystartować w środę, 22 grudnia.
JWST często bywa nazywany następcą słynnego kosmicznego teleskopu Hubble’a, ale to niewłaściwe określenie. Obydwa teleskopy łączy bowiem tylko to, że będą prowadzić obserwacje z przestrzeni kosmicznej, ale ich konstrukcje, rozmiary i cele badawcze są zupełnie odmienne. Nowy teleskop ma dokonywać obserwacji w podczerwieni (czyli w zakresie promieniowania elektromagnetycznego o długości fal między światłem widzialnym a falami radiowymi), tymczasem Hubble podgląda kosmos przede wszystkim w świetle widzialnym. Początkowo zakładano, że JWST będzie mógł rozpocząć pracę w 2010 r., ale terminy przekładano o kolejne lata. Rosły też koszty budowy: pierwotny budżet projektu wynosił 500 mln dol., potem 2,5 mld, następnie 6,5 mld, a dziś wspomniane 10 mld dol. W 2011 r. niemal nie wycofano się z tego przedsięwzięcia, jednak Kongres USA uznał, że wydano już zbyt wiele na jego realizację i bezwzględnie należy je dokończyć. Po tych wszystkich perypetiach JWST czeka właśnie na odliczanie w ładowni górnego członu rakiety Ariane 5 na stanowisku startowym kosmodromu Kourou w Gujanie Francuskiej.
Dwa razy większy
JWST ma wysokość 8 m, waży 6,2 tony i składa się z 18 sześciokątnych elementów – zwierciadeł – o średnicy 1,32 m każde. Szkielet, na którym się opierają, został wykonany z berylu, same zwierciadła zaś pokryto cienką warstwą złota, metalu bardzo czułego na promieniowanie podczerwone.