Rząd musiał dokładnie przyjrzeć się badaniom sondażowym, by wyczuć atmosferę panującą w związku z wysoką liczbą zakażeń i zgonów z powodu covid, skoro poinformował już dziś o swoich planach, które zaostrzą obowiązujące (ale gremialnie lekceważone) restrykcje.
W poniedziałek premier Morawiecki sygnalizował zmiany w podejściu rządu do pandemii, przebąkiwał o wtorku lub środzie, kiedy mieliśmy o nich usłyszeć, i wybrano termin wcześniejszy. To dobrze, bo takie informacje, jakie przedstawiono na dzisiejszej konferencji w siedzibie Ministerstwa Zdrowia, powinny być podawane z wyprzedzeniem. Szkoda tylko, że wiele rozwiązań nie zostało jeszcze dopracowanych i – ujmując to elegancko – znajduje się w fazie uzgodnień. Z kim? Z posłami Zjednoczonej Prawicy, którzy niekoniecznie będą gotowi je poprzeć.
Czytaj też: Zaszczepieni też chorują. Dlaczego trzecia dawka jest niezbędna?
Covid-19. Fala na wysokości
Podczas konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski przyznał, że „zaostrzenia muszą ulec pogłębieniu, bo to, co wprowadzono tydzień temu, nie podziałało”. Istotnie, zakaz lotów do Botswany jakoś nie sprawił, by spadła w Polsce liczba codziennych infekcji. Nie zmniejszyła się też liczba śmiertelnych przypadków covid. Pana ministra martwi więc utrzymywanie się tzw. czwartej fali pandemii na wysokim poziomie. To już od kilku dni mniej więcej 23 tys. potwierdzonych przypadków zakażeń, co wskazuje na to, że – jak prognozowali eksperci już dawno – musimy się tym razem przygotować na falę długą, a nie (tak jak poprzednie) szczególnie wysoką, która by szybko opadła.