W latach 90. postępy techniczne umożliwiły astronomom przetrząsanie Drogi Mlecznej niemalże gwiazda po gwieździe. Początkowo śledzono jednocześnie dziesiątki milionów gwiazd. Dziś są to już miliardy, a niebawem rozpocznie pracę budowane w Chile obserwatorium im. Very Rubin, które tę liczbę zwiększy jeszcze dziesięciokrotnie. Jeśli dodamy do tego obserwacje prowadzone poza zakresem widzialnym, otrzymamy dosłownie i w przenośni astronomiczny zalew danych, w których nietrudno znaleźć obiekty pod różnymi względami nietypowe lub wręcz niezwykłe. Na przykład – planety bez gwiazd, księżyce bez planet i kosmiczne supermagnesy.
Planetarne sieroty
Każda przyzwoita planeta statecznie krąży wokół swojej gwiazdy, nie zbliżając się do niej zbytnio ani się od niej zbytnio nie oddalając. W ten właśnie sposób zachowują się wszystkie planety krążące wokół Słońca i znaczna większość z prawie 5 tys. znanych dziś planet pozasłonecznych. Niektóre z tych ostatnich mają jednak orbity wydłużone tak nieprzyzwoicie, że po przeniesieniu do Układu Słonecznego wędrowałyby od Merkurego aż do Plutona (czyli podobnie jak słynna kometa Halleya). Pojawienie się takiego obiektu prowadzi do szybkiej destabilizacji układu planetarnego. Możliwe stają się zderzenia planet; może też dochodzić do „wystrzeliwania” planet w przestrzeń międzygwiazdową. W tym drugim przypadku grawitacja wydaje się działać jak siła odpychająca, ale paradoks jest oczywiście pozorny. Wszystko przebiega w całkowitej zgodzie z prawami Newtona, a całe zjawisko, znane jako „asysta grawitacyjna”, zostało wielokrotnie wykorzystane w lotach kosmicznych.
Sonda kosmiczna, która dogania asystującą planetę, zostaje przez nią rozpędzona (czyli zyskuje energię) i dzięki temu może dolecieć w dalsze rejony Układu Słonecznego, a nawet z niego wylecieć.