Szczyt klimatyczny w Glasgow pełen był emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Końcowe negocjacje trwały o dobę dłużej, niż zaplanowano, ale doprowadziły do przyjęcia Glasgow Climate Pact. To bardzo ważny dokument, bo nadaje konkretny impuls do realizacji porozumienia paryskiego z 2015 r. Ciągle jednak nie zapewnia, że najważniejszy cel tego porozumienia, czyli zatrzymanie wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C, zostanie osiągnięty.
Zmagania o 1,5 st. C. Okienko się zamyka
Owszem, cel ten w pakcie z Glasgow został potwierdzony, ale deklaracja polityczna nie znajduje potwierdzenia w deklaracjach ograniczenia emisji gazów cieplarnianych złożonych przez państwa uczestniczące w COP26. Jeśliby zrealizowały, co w tej chwili obiecują, temperatura wzrośnie do ok. 2,4 st. C. Jeśli jednak będą robić to, co dotychczas robiły, to bardziej prawdopodobny jest wzrost do 2,7 st. C. Co gorsza, krajowe emisje gazów cieplarnianych są niedoszacowane nawet o 25 proc. i w rzeczywistości mogą być większe nawet o ponad 10 Gt, czyli o tyle mniej więcej, ile wtłaczają do atmosfery Chiny, ujawnił „Washington Post”.
Mimo to wszyscy uparli się trwać przy celu 1,5 st. C i ciągle jest on do osiągnięcia, choć okienko możliwości szybko się zmniejsza, bo nieustannie do atmosfery pompowany jest dwutlenek węgla, metan i inne gazy cieplarniane – wszystko wskazuje na to, że w 2021 r. zostanie osiągnięty kolejny rekord emisji. Tymczasem do 2030 r. świat powinien emisje te zredukować o blisko połowę.