Słodkie bzyczenie
Słodkie bzyczenie. Miejskie ule nie muszą być najlepszym pomysłem
Na przełomie VI i IV w. p.n.e. filozof Demokryt z Abdery twierdził, że aby dożyć starości, należy stosować „z zewnątrz olej, do wewnątrz miód”. Ponoć też, gdy zgodnie ze swoją filozofią zaczął ograniczać przyjemności życia, doszedł do tego, że na święto bogini plonów Ceres kazał sobie przynieść garniec miodu, który tylko wąchał, a gdy mu go zabrano – zmarł. Te anegdoty mówią, że antyczni doceniali dobroczynny wpływ miodu, na pewno jednak nie jako pierwsi. Dużo wcześniej rozkoszowano się jego smakiem, zamieniano na alkohol, wykorzystywano do konserwowania żywności. To samo dotyczy wytwarzanego przez pszczoły wosku, który archeolodzy znajdują w różnych dziwnych miejscach. Przez tysiące lat pozyskiwanie tych dwóch substancji wiązało się z podbieraniem ich z pszczelich gniazd.
Wykradanie na wysokościach
Najprawdopodobniej człowiek robił to „od zawsze”. Z badań prymatologów wynika, że z zabieraniem miodu pszczołom doskonale radzą sobie nie tylko niedźwiedzie, ale i szympansy, które rozgryzają końcówki patyków, tworząc z nich pędzelki, po czym wkładają je do gniazd, by do włókienek przykleiła się lepka substancja. Naukowcy z Instytutu Maxa Plancka zauważyli w Parku Loango w Gabonie, że małpy stosują cały zestaw narzędzi – cienkie „sondy” do wykrywania podziemnych uli, pałki do ich rozbijania, kawałki kory służące jako „łyżki” do nabierania słodkiego przysmaku. Najzmyślniejsze z nich miały nawet narzędzie wielofunkcyjne – szersze na jednym i węższe na drugim końcu.
Łowcy zbieracze epoki paleolitu też nie gardzili miodem i podobnie jak małpy z Gabonu raczej nie oszczędzali ograbianych gniazd. Najstarsze znane malowidło, pokazujące, jak sobie radzono, znajduje się w Cueva de la Arańa koło Walencji.