Nauka

Inżynierowie pod ostrzałem. Bobry walczą z suszą, a ludzie z bobrami

Bobry w Wiśle, Warszawa, 2019 r. Bobry w Wiśle, Warszawa, 2019 r. Jacek Łagowski / Forum
Nasi zwierzęcy sojusznicy w walce ze zmianami klimatu nie mają z nami lekko. Wprawdzie bobry podlegają częściowej ochronie gatunkowej i nie wolno ich zabijać, ale regionalne dyrekcje ochrony środowiska lekką ręką wydają zgody na odstępstwa od tego zakazu. Na Podkarpaciu RDOŚ zezwolił nawet na dowolne niszczenie tam.

Na niewielkiej wysepce na Wiśle w Warszawie ciemnobrązowy zwierzak pieczołowicie obgryza gałęzie z leżącego drzewa, przytrzymując je łapkami. Chyba widzi, że go obserwuję, ale niewiele sobie robi z mojego towarzystwa. Żyjąc w Warszawie, jest przyzwyczajony do ludzkiego towarzystwa, nad Wisłą spaceruje przecież mnóstwo osób. Po chwili bóbr daje nura do wody, by wypłynąć przy niewielkiej wierzbie i ponownie rozpocząć pracę drwala.

Och, niedobrze, panie bobrze

Coraz łatwiej spotkać tego sympatycznego gryzonia, sprzymierzeńca człowieka w walce ze zmianami klimatu. Nie każdy jednak docenia działania bobrów. Zwierzę to – jeszcze kilkadziesiąt lat temu bardzo nieliczne w Polsce – objęte jest częściową ochroną, ale na wniosek regionalni dyrektorzy ochrony środowiska mogą zgodzić się na odstrzał. I często to robią. Pod koniec czerwca zgodę na odstrzał 40 bobrów dał RDOŚ w Warszawie.

Czytaj także: Jak minister chce się pozbyć żubrów i bobrów

Jak podaje Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, w sumie w Polsce w 2020 r. regionalni dyrektorzy ochrony środowiska wydali 275 decyzji zezwalających na odstrzał 5839 bobrów plus 25 rodzin, w 2019 takich decyzji było 305 (na 8391 osobników plus 9 rodzin), a w 2018 – 231 (na 5348 osobników).

„My wprowadziliśmy taką zasadę – Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska mają sugestię wręcz, żeby bardzo chętnie wyrażać zgody na odstrzały zwierząt chronionych gatunkowo: żubry, łosie, bobry” – mówił kilka lat temu ówczesny minister środowiska Henryk Kowalczyk, który przyznał, że nie chciał zdejmować ochrony gatunkowej z lęku przed konfliktem z Unią Europejską, a sprawę chciał załatwić po cichu, wymuszonymi zgodami RDOŚ na każdą wystosowaną prośbę o odstrzał. Od tego czasu dużo się nie zmieniło.

Powody do zabijania bobrów zawsze się znajdą. Jak podaje GDOŚ, zezwolenia na odstrzał podyktowane są zazwyczaj koniecznością ograniczenia poważnych szkód w odniesieniu do upraw rolnych, lasów, rybostanu, wody lub innych rodzajów mienia. Podstawowe rodzaje szkód to zalewanie łąk i pastwisk, uszkodzenia grobli i obwałowań rybnych stawów hodowlanych, zgryzanie drzew oraz szkody w uprawach ogrodniczych. Zezwolenia na zabijanie (nazywane przez RDOŚ pozyskaniem albo eliminacją) wydawane są też „w sytuacjach, gdy leży to w interesie bezpieczeństwa powszechnego i względów zdrowia, np. w przypadkach, gdy zwierzęta te uszkadzają wały przeciwpowodziowe czy urządzenia melioracyjne albo niszczą drogi, nasypy kolejowe i mosty, co stwarza zagrożenie bezpieczeństwa powszechnego”.

Stowarzyszenie „Nasz Bóbr” krytycznie podchodzi do tych tłumaczeń.

Analizowaliśmy wiele decyzji. Jedna np. z okolic Poznania. Zabicie 32 osobników, bo znacząco niszczą 42 ha lasu. Tyle że to 0,03 proc. lasów tego nadleśnictwa. Wizja lokalna nie wykazała żadnych dewastacji, a teren, gdzie polują, to głównie brzegi stawów i jezior – mówi Roman Głodowski ze stowarzyszenia.

Na Mazowszu o zgodę na odstrzał wnioskowały Wody Polskie, argumentując to tym, że bobry wyrządzają szkody w wałach przeciwpowodziowych. Zezwolenie RDOŚ może wydać tylko w razie braku rozwiązań alternatywnych. Tym razem brak tych rozwiązań wynikał z kwestii finansowych.

Zgodnie z informacją zawartą we wniosku skarpy wałów są chronione poprzez zakładanie siatek (dotychczas zabezpieczono ok. 25 proc. skarp wałów po każdej ze stron rzeki na odcinku objętym wnioskiem), jednak z uwagi na wysoki koszt tych działań są one podejmowane sukcesywnie, nie ma możliwości zabezpieczenia całego odcinka rzeki w ten sposób w krótkim czasie – mówi Agata Antonowicz z Warszawskiego RDOŚ.

Czytaj także: W nowym herbie gminy Łomża nie ma już bobra

W Polsce bobrów żyje coraz więcej. Według GDOŚ w 2020 r. populacja bobra europejskiego liczyła 142 489 osobników. Trudno jednak mieć pełne zaufanie do tych danych; jak podaje RDOŚ w Rzeszowie, liczebność populacji bobrów na wnioskowanych obszarach do odstrzału jest określana przez wnioskodawców, którymi zazwyczaj są pracownicy Lasów Państwowych i członkowie Polskiego Związku Łowieckiego, czyli zainteresowani w pozbyciu się tych zwierząt.

Zresztą Podkarpacie jest liderem, jeśli chodzi o walkę z bobrami, i tamtejszy RDOŚ do ochrony tych zwierząt podchodzi z dużą dezynwolturą. W 2016 r. wydał zarządzenie, na mocy którego dopuszcza się niszczenie bobrów na terenie województwa podkarpackiego (z wyłączeniem obszarów Natura 2000, gdzie bóbr jest przedmiotem ochrony, rezerwatów przyrody i ustalonych stref ochrony ostoi oraz stanowisk roślin, grzybów i zwierząt chronionych). To samo zarządzenie zezwala na odstrzał całych rodzin bobrowych w miejscach o największym nasileniu szkód w sezonie jesienno-zimowym, a zabić można aż 6 tys. bobrów. W 2019 r. szkody wyrządzone w woj. podkarpackim przez bobry oszacowano na kwotę 209,88 tys. zł, zasług bobrów w walce z suszą RDOŚ nie wycenia.

Czytaj także: Minister środowiska mówi o „nadmiernej wrażliwości w ochronie zwierząt”

Bezsensowne rzezie bobrów

Problem w tym, że odstrzał bobrów nie jest skuteczną metodą rozwiązania konfliktów na linii człowiek–bóbr.

Jaki będzie skutek zabicia bobrów na Mazowszu? Dla wału wiślanego żaden, bo pojawią się nowe bobry. W dwa dni do tych miejsc mogą dopłynąć nowe osobniki – nawet z Włocławka lub Warszawy. Dla okolicznych mieszkańców efekt będzie taki, że wypłoszone bobry przeniosą się do nich – komentuje Stowarzyszenie „Nas Bóbr”.

I jak podaje, wały na większości tego terenu są odsunięte od Wisły i nie są w bezpośrednim kontakcie z rzeką, więc nie ma możliwości, żeby bobry w nich kopały – zwierzęta te muszą mieć wodę przy norach.

Odstrzały bobrów jako środek na ograniczanie konfliktów jest generalnie bez sensu. To tak jakby policjanci wchodzili do przypadkowych domów we wsi i aresztowali losowo wybranych ludzi, bo komuś coś zginęło z zaparkowanego samochodu – uważa dr Andrzej Czech, biolog środowiskowy opisujący wpływ bobrów na środowisko.

Czytaj także: Dać wędrować. Ekokorytarze dla zwierząt

Znajomość zachowań bobrów sprawia, że można przewidzieć, co nastąpi po odstrzale. U bobrów panuje matriarchat, a między członkami rodziny są bardzo silne więzi, które odstrzał zaburza. – W miejsce zabitych przyjdą nowe bobry. Pojawią się nowe nory i będzie więcej ściętych drzew – mówi Roman Głodowski.

Andrzej Czech krytycznie ocenia działania urzędów powołanych do ochrony przyrody, które tak ochoczo wyrażają zgody na odstępstwa od przepisów chroniących zwierzęta. – Moim zdaniem misja RDOŚ i w ogóle ich nazwa mocno się zdewaluowała, choć nigdy nie stała zbyt wysoko. Odnoszę wrażenie, że dla niektórych RDOŚ środowisko, przyroda, dzikie zwierzęta to przeszkoda w realizacji celów inwestorów. W ogóle wśród urzędników dominuje pogląd, że ochrona przyrody to jakieś fanaberie ograniczające rozwój – ocenia.

Konflikty z bobrami można rozwiązywać w mniej drastyczny sposób. Istnieją sposoby pozwalające na ograniczenie szkód, a równocześnie oszczędzenie zwierząt.

Czytaj także: Czyj jest las? Dlaczego mapa wycinek zezłościła leśników?

Po pierwsze, zostawienie bobrom strefy buforowej wzdłuż cieków, co będzie korzystne dla retencji wody i przyrody, po drugie, techniczne zabezpieczenia newralgicznych metod. Z pewnością pomoże powoływanie „bobrowniczych”, czyli ludzi, którzy znają się na bobrach i wiedzą, jak unikać konfliktów – mówi Andrzej Czech.

Stowarzyszenie „Nasz Bóbr” zaleca montaż w tamie urządzeń stabilizujących poziom wody, takich jak rury przelewowe, zabezpieczenie potencjalnie zagrożonych przepustów drogowych za pomocą siatki lub klatki, zabezpieczenie cennych drzew za pomocą metalowej siatki, ogrodzenie upraw rolnych za pomocą metalowej siatki ogrodzeniowej lub elektrycznego ogrodzenia typu „pastuch” i zabezpieczenie wałów przeciwpowodziowych i grobli poprzez wkopanie zapór lub umocnienie ich metalową siatką.

RAPORT: W czym przeszkadzają nam zwierzęta

Opłacalna inwestycja

Bobry, mimo że miewają na koncie szkody wyrządzone człowiekowi, są naszym głównym sprzymierzeńcem w walce z zagrażającą suszą. To konserwatorzy rozlewisk stabilizujących spływ wody, zmniejszających zagrożenie suszą, a przy tym gatunek kluczowy dla zmniejszania katastrofy bioróżnorodności.

Te duże gryzonie są świetnymi konstruktorami. Tworzą tamy, o których kiedyś mówiono, że utrzymają jeźdźca na koniu. Dzięki tamom powstają rozlewiska, tak cenne w czasie suszy. Na rozlewiskach bobry tworzą kolejne konstrukcje – żeremie, składające się z gałęzi, miękkiej roślinności i mułu – w których mieszkają, ale nie same, żeremia bowiem są schronieniem także dla innych zwierząt. Wejścia do żeremi znajdują się pod wodą, ale w środku konstrukcji jest sucha, wentylowana komora.

Jeśli po jednej stronie postawimy szkody wyrządzane przez bobry, a po drugiej korzyści, które dzięki nim możemy osiągnąć, to bilans wyjdzie zdecydowanie na korzyść bobrów. Jak kilka lat temu wyliczył dr Andrzej Czech, zyski z działalności bobrów są na poziomie 100 mln euro, a szkody – 40 mln zł. Teraz, gdy z roku na rok susza staje się coraz większym problemem, a rząd przewiduje 12 mld zł na Program Rozwoju Retencji, praca wykonywana nieodpłatnie przez bobry jest nie do przecenienia. Tymczasem te zwierzęta są zabijane, a ich tamy niszczone.

Na świecie są już miejsca, w których do aktywności bobrów podchodzi się inaczej. Przykładem jest Kalifornia, coraz częściej nękana przez susze i pożary. Mieszkańcy hrabstwa Placer, zamiast wydać co najmniej milion dolarów na użycie ciężkiego sprzętu do odtworzenia wyschniętych terenów zalewowych, przeznaczyli 58 tys. dol. na przygotowanie terenu dla bobrów. Zwierzęta spełniły pokładane w nich nadzieje i uwinęły się z przywróceniem do życia wyschniętych terenów szybciej, niż zakładano. Inwestycja się opłaciła.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Hotel widmo w Pobierowie to gigantyczny problem. Nie wiadomo nawet, ile i jakich samowolek popełniono

Największy i wielokrotnie krytykowany hotel w Polsce już od trzech lat miał przyjmować gości w nadmorskim Pobierowie. Ale dobrze, że ciągle jest zamknięty. Nie będzie dla gminy Rewal żyłą złota, a kłopoty mogą być spore, gdy w końcu ruszy.

Mirosław Kwiatkowski
18.08.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną