Nie jest to podejście właściwe. Jak na razie poza tylko jedną szczepionką, firmy Johnson & Johnson, pozostałe powinny być podane dwukrotnie, ponieważ dopiero po drugiej dawce ich skuteczność osiąga pożądane poziomy.
Podczas gdy coraz więcej krajów akceptuje mieszanie preparatów – czyli za drugim razem podawane są inne szczepionki niż przy pierwszej dawce – nasi rodacy przerywają cykl w połowie i drugimi dawkami w ogóle sobie głowy nie zawracają. Czy to wakacje i urlopy są tego przyczyną, czy utrata orientacji, że pandemia się jeszcze nie zakończyła?
Czytaj także: Czy uwolnienie patentów na szczepionki uratuje świat?
Wygoda urlopowiczów przerywa cykl szczepień
To miało być udogodnienie. Wystarczy zadzwonić na infolinię i umówioną już wizytę w wybranym punkcie szczepień, gdzie podano pierwszą dawkę, przepisać na wizytę w innym, dowolnym punkcie w Polsce, gdzie ktoś będzie spędzał wakacje. Można to również zrobić poprzez stronę www.pacjent.gov.pl, po zalogowaniu na Internetowe Konto Pacjenta.
Problem w tym, że wiele takich osób, którym druga dawka przypada w środku urlopu, nie myśli choćby pół dnia poświęcać na szczepienie. Zwłaszcza że kto by chciał psuć sobie wypoczynek, gdyby pojawiły się – nawet przejściowe – działania niepożądane?
Oczywiście podobnie jak po pierwszym szczepieniu, tak i po przyjęciu drugiej dawki możliwe są niepożądane odczyny poszczepienne. Ale nie ma w tym nic złego, że druga dawka Moderny lub Pfizera może na dobę lub dwie z powodu wysokiej gorączki i dreszczy zwalić kogoś z nóg. Taka reakcja organizmu to z punktu widzenia immunologów nic zaskakującego, choć nie potrafią przewidzieć, kto jest na nią bardziej narażony (u całkiem sporego odsetka zaszczepionych nie występują żadne poważniejsze dolegliwości poza lekkim bólem ramienia).
Niemniej strach robi swoje. No i wygoda. Jeśli ktoś przedkłada błogi wypoczynek na plaży nad ryzyko złego samopoczucia, które może mu popsuć 1–2 dni urlopu, za to kosztem utraty pełnego uodpornienia, to nie jest to postawa odpowiedzialna ani prospołeczna. Druga dawka jest podawana w konkretnych odstępach czasu nie dla zwykłego widzimisię albo masochistów, którzy lubią się kłuć, lecz ma uzasadnienie biologiczne i warto tego nie lekceważyć. Coraz więcej wskazuje na to, że jesienią lub zimą pojawią się zalecenia doszczepiania trzecią dawką (w Wlk. Brytanii już je zarekomendowano osobom z największych grup ryzyka) – i co wtedy? Większość Polaków i Polek pozostanie przy jednej dawce, czy też dopiero po powrocie z wakacji zacznie nadrabiać zaległości?
Taka jest medycyna: badania trwają
Wtedy może się już okazać, że i w Polsce zostanie dopuszczone mieszanie dawek, praktykowane już w kilku krajach. Choć Europejska Agencja Leków nie rekomenduje jeszcze takiego postępowania, Niemcy podają preparaty Pfizera/BioNTech lub Moderny osobom, które za pierwszym razem otrzymały szczepionkę AstryZeneki. To najczęstsza kombinacja, choć rozważa się spośród tej trójki też inne.
Poza Europą zwolennikami takiej strategii stali się Kanadyjczycy. I nie ma to nic wspólnego z próbami zdyskredytowania preparatu AstryZeneki w związku z kwietniowymi sygnałami o zwiększonym ryzyku zakrzepicy u młodszych kobiet, lecz chodzi o pojawiające się dowody na lepszą odpowiedź immunologiczną przy mieszanym harmonogramie szczepień. Pół roku temu eksperci takie zalecenia nazywali herezją i stanowczo się temu sprzeciwiali (w tzw. charakterystykach produktów leczniczych, ChPL, a co za tym idzie w ulotkach zarejestrowanych szczepionek, bardzo wyraźnie zaznaczono, że obie dawki muszą być podane tym samym preparatem). Taka jest jednak medycyna i opublikowane niedawno badania hiszpańskich naukowców oraz specjalistów z Uniwersytetu Oksfordzkiego wykazały, że podanie szczepionki AstraZeneca w pierwszej dawce oraz Pfizera/BioNTech w drugiej sprawiło, że wytworzyło się więcej przeciwciał niż przy podwójnych dawkach Astry.
Decyzja o mieszaniu szczepionek ma więc już uzasadnienie naukowe, ale nasze Ministerstwo Zdrowia pozostaje nieugięte. Dr Paweł Grzesiowski już dwa tygodnie temu wzywał ministra Adama Niedzielskiego do zmian w programie szczepień, ale nie doczekał się na razie większej elastyczności. Również Naczelna Izba Lekarska, której Grzesiowski doradza w sprawach pandemii, opublikowała stanowisko, podpisane przez prezesa samorządu prof. dr. hab. Andrzeja Matyję, w którym zwraca się uwagę na dwie ważne kwestie:
Po pierwsze, jedna dawka szczepionki AstraZeneca nie chroni przed zakażeniem covid w dostatecznym stopniu.
Czytaj także: Większa umieralność na deltę po szczepieniu? Krąży kolejny fake news
Po drugie, aktualne publikacje wskazują na możliwość kontynuacji rozpoczętego preparatem AstraZeneca schematu szczepień preparatem Pfizer/BioNtech, co jest skuteczne i bezpieczne. Takie postępowanie w Polsce, w trybie off label, wymaga jednak zgody pacjenta i lekarza (termin podania drugiej dawki powinien zmieścić się w 12 tygodniach od podania pierwszej) i sądzę, że bez przyzwolenia Rady Medycznej trudno będzie znaleźć medyka, który na taką zmianę w harmonogramie przystanie.
Ale czy zmiana decyzji – a co za tym idzie, zmiana szczepionki przy drugiej dawce – nie byłaby zachętą dla sporej grupy osób obawiających się ponownego zaszczepienia preparatem, który ciężko za pierwszym razem odchorowali?
Czytaj także: Biedni szczepią się dramatycznie wolno. To nasz wspólny problem