Jesteśmy mieszkańcami olbrzymiej gromady gwiazd nazywanej w astronomii Galaktyką. Tytułowy zaułek to jej najlepiej zbadany obszar, którego granica przebiega w odległości 32,6 roku świetlnego od Słońca. Promień orbity ziemskiej widać stamtąd pod kątem 0,1 sekundy łuku, co odpowiada średnicy włosa oglądanego z 200 m. Pewne wyobrażenie o ogromie tego dystansu daje model wszechświata w skali jeden do 15 mld, w którym Słońce jest grejpfrutem o średnicy 10 cm, a Ziemia ziarenkiem piasku biegnącym po orbicie o promieniu 10 m. Jeżeli grejpfrut znajduje się w centrum Warszawy, to najbliższą gwiazdę – Proximę Centauri – należy umieścić w… Kairze. Położenia granicy zaułka nie da się już w ten sposób zobrazować: ziemski glob jest na to za mały. W rzeczywistym wszechświecie najszybsza z wysłanych dotychczas sond kosmicznych dotarłaby do niej dopiero po 50 tys. lat. Brzmi to abstrakcyjnie, ale właściwa skala jest jeszcze bardziej abstrakcyjna: mówimy o obszarze stanowiącym zaledwie pięć stumilionowych objętości Galaktyki. Z tej perspektywy określenie „zaułek” nie wydaje się deprecjonujące.
Najnowszy inwentarz naszego bliskiego sąsiedztwa obejmuje 540 pozycji, w tym 317 gwiazd, 126 brązowych karłów, 77 planet i 20 białych karłów. Gwiazda to naturalny reaktor termojądrowy, w którego rdzeniu jądra atomów wodoru łączą się w jądra atomów helu, co astronomowie nazywają „spalaniem wodoru”. Słońce zużywa swoje zapasy wodoru w ciągu 10 mld lat. Chłodniejsze od niego gwiazdy o mniejszych masach są znacznie bardziej oszczędne – świecą (dokładniej: emitują energię) tak słabo, że paliwa wystarczy im na setki miliardów, a nawet biliony lat.
Jeszcze chłodniejsze i mniej masywne brązowe karły mogą spalać tylko jeden, odznaczający się „łatwopalnością” izotop wodoru – deuter.