Naukowcy byli bardzo skonsternowani, gdy kilka miesięcy temu odkryli, że z wnętrza ptaka przypominającego bażanta wydobywają się głosy kilkunastu osobników nienależących do jego gatunku. Zupełnie jakby ten połknął swoich pierzastych kuzynów, ale pozwolił im na jeszcze jeden, ostatni śpiew z wnętrza brzucha. Rzecz była tym dziwniejsza, że odgłosy wydawane przez „połknięte” osobniki nie były pierwszymi lepszymi zawołaniami. Przypominały bardzo szczególny rodzaj dźwięków – wydawanych przez tzw. prześladujące stado, czyli twór złożony z wielu ptaków, krzyczących wniebogłosy i próbujących przegonić jakiegoś napastnika.
Jak podają badacze na łamach „Science”, ich odkrycie nie było planowane. Uczeni chcieli po prostu nagrać pieśni godowe lirogonów wspaniałych – wspomnianych już australijskich „bażantów”, które mają niesłychane zdolności imitacyjne. Potrafią wpleść w swoje zwrotki niemal wszystkie zasłyszane odgłosy – nie tylko dźwięki innych zwierząt, ale także tony mechaniczne, takie jak dzwonek telefonu czy alarm samochodowy. Jak wykazała nowa obserwacja – potrafią też odtworzyć zawołania wielu ptaków naraz i to wydawane w bardzo szczególnych okolicznościach. Żeby było jeszcze dziwniej, okazało się, że samce lirogonów imitowały prześladujące grupy ptaków tylko kiedy kopulowały, a zwłaszcza wtedy, gdy samica próbowała przedwcześnie zakończyć zbliżenie.
Dlaczego samce wydawały dźwięki mobbingującego stada? Naukowcy przyznają, że przyczyna tego zachowania nie jest dla nich jasna. Sądzą jednak, że samce próbowały symulować stresujące warunki, z możliwą bliską obecnością drapieżnika. Miałoby to skłonić samicę do powrotu w „ramiona” partnera. Czyżby taki tani trik działał na kochankę? Cóż, skoro to zachowanie seksualne utrwaliło się u większej liczby samców (uczeni zarejestrowali je u kilkunastu badanych osobników), to najwyraźniej jest skuteczne.