Z noszeniem masek wciąż nie może pogodzić się wielu obywateli. Choć 15 maja zniesiono nakaz zakładania ich na świeżym powietrzu (pod warunkiem utrzymania co najmniej półtorametrowego dystansu), pozostały obowiązkowe w środkach masowej komunikacji, sklepach, galeriach i innych budynkach użyteczności publicznej.
Ale nie wszyscy stosują się do tych przepisów, wobec czego zapisy rozporządzenia są martwe, a policja i straż miejska nie są w stanie wyegzekwować respektowania prawa. Nawet kartki umieszczane na drzwiach sklepów: „Klienci bez maski nie będą obsługiwani”, traktowane są już tylko jak dekoracja z czasów, kiedy należało mieć bezwzględnie zakryte usta i nos. Teraz już nikt krzywo na bezmaseczkowców nie spogląda ani nie wyrzuca ich za próg, choć obostrzenia jeszcze obowiązują.
– Należy odróżnić słowo nakaz od zalecenia, a potem odróżnić rekomendację ministra zdrowia udzieloną obywatelom od rekomendowania rządowi wprowadzenia nakazu – komentuje nieco filozoficznie prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz członek Rady Medycznej przy premierze. Zanim wrócimy do tego wątku, zdaniem profesora początek czerwca to zdecydowanie zbyt wczesna pora, by podejmować decyzje odnośnie do utrzymania nakazu noszenia masek w pomieszczeniach zamkniętych podczas całych wakacji. – Dopiero w miniony poniedziałek wszystkie dzieci poszły do szkół, dopiero teraz otwieramy sektory gospodarki, które potencjalnie sprzyjają epidemii. Czas na decyzje przyjdzie za dwa–trzy tygodnie – przekonuje.
Czytaj także: Gorący temat. Maseczki na świeżym powietrzu
Zrozumieć sens rekomendacji
Nie pierwszy to raz, kiedy przedstawiciel rządu – w tym wypadku minister zdrowia – wygłasza w mediach opinie, a następnie musi się z nich wycofać, co wywołuje chaos informacyjny i zamieszanie. Tym razem Adama Niedzielskiego zacytowała Polska Agencja Prasowa w sprawie „maseczkowych rekomendacji”, ale ile to razy sam premier Mateusz Morawiecki lub szef jego kancelarii musieli rakiem wycofywać się z rozmaitych obietnic lub sądów wygłaszanych podczas konferencji prasowych, a ich pomysły nie znajdowały odzwierciedlenia w późniejszych rozwiązaniach prawnych. Uczciwie trzeba przyznać, że Michał Dworczyk kilkakrotnie za to przepraszał, ale urzędnicy państwowi powinni wyciągnąć z tych lekcji wniosek, by nie bawić się we wróżbitów, a przede wszystkim dawać samemu dobry przykład innym.
W związku z noszeniem masek mniejszych i większych grzeszków po stronie reprezentantów rządu i polityków Zjednoczonej Prawicy było aż nadto (ostatnio Dworczyk złamał przepisy pandemiczne o maseczkach podczas konferencji na Dolnym Śląsku). Ale to samo dotyczy wielu placówek użyteczności publicznej należących do firm skarbu państwa, w których interesanci karnie stawiają się w maskach, ale pracownicy obsługujący ich za szybami już niekoniecznie. Rozmawiają ze sobą bez dystansu, bez zabezpieczeń, dając przede wszystkim zły przykład innym.
– Jak zatem rząd chce nakazać obywatelom noszenie masek w pomieszczeniach, jeżeli nie potrafi wyegzekwować tego od pracowników bezpośrednio mu podległych? – zastanawia się prof. Flisiak. – A przecież prawo niemożliwe do egzekwowania demoralizuje.
Kiedy obowiązywał nakaz noszenia masek również na świeżym powietrzu, wielu rodaków zdejmowało je w pomieszczeniach zamkniętych. Taka ignorancja była kompletnie nieuzasadniona, ale dobrze ilustruje podejście do irracjonalnych zarządzeń, z którymi w Polsce mamy niestety do czynienia od początku trwania pandemii. Kiedy zezwolono już zdjąć zasłony z ust i nosa na wolnej przestrzeni (również w lasach i parkach!) i pozostawiono obowiązek ich zakładania wewnątrz sklepów i w środkach komunikacji, ludzie jakby chętniej zaczęli stosować się do tego przepisu. – O to chodzi, abyśmy zaczęli dostrzegać sens w zachowaniach, które mogą nas chronić przed wirusami, nie tylko zresztą SARS-CoV-2 – podkreśla profesor. – Kiedy regulacje i regulaminy stają się racjonalne, wytłumaczalne i zrozumiałe, natura ludzka (zwłaszcza Polaka) buntuje się przeciwko nim rzadziej.
Czy włożymy maski jesienią?
Czego zatem możemy spodziewać się podczas nadchodzącego lata? „Dajmy sobie w wakacje luz i wróćmy do maseczek jesienią, kiedy zacznie się sezon infekcji” – zacytowała prof. Flisiaka poniedziałkowa „Gazeta Wyborcza”. Poprosiłem więc go o argumenty, sam będąc niepewnym, czy zaniechanie noszenia takiej ochrony w pomieszczeniach zamkniętych nie spowoduje nawet latem nawrotu częstszych infekcji wśród niezaszczepionych i nieuodpornionych.
Czytaj też: Kiedy zaczniemy imprezować?
– W sytuacji, w której wszystkie wskaźniki zakażeń spadają, gdy w kilku powiatach od tygodnia nie było żadnego zakażenia, gdy w kilku województwach średnia dzienna zakażeń z siedmiu ostatnich dni w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców jest mniejsza niż dwa i dalej spada, a wskaźnik R jest coraz niższy, to czy jest sens utrzymywanie nakazu noszenia masek już na kolejne miesiące? – odpowiedział pytaniem profesor. – Większość takiego obowiązku i tak nie będzie przestrzegać, tak jak już dziś lekceważy go wielu pracowników instytucji publicznych. A zatem, czy to się panu ministrowi podoba, czy nie, jego rekomendacja może przynieść odwrotny efekt do zamierzonego.
Bo po wakacjach nadejdzie jesień, gdy trzeba będzie znów ogłosić, że nastał czas sprzyjający transmisji wszelkich infekcji i wtedy rzeczywiście celowe będzie noszenie masek przynajmniej w pomieszczeniach i większych skupiskach. Czy zdemoralizowani nadmiernymi obostrzeniami obywatele uznają to wtedy za racjonalne? Czy zrozumieją, że kiedy mają katar i czują się przeziębieni, to powinni w ogóle nie wychodzić z domu, a jeśli muszą, to bezwzględnie właśnie w masce (tak jak zawsze robili to Azjaci)?
– Dlatego moim zdaniem zaczekajmy z decyzjami jeszcze dwa–trzy tygodnie, a jeśli spadki liczby zakażeń będą widoczne nadal, zostawmy to jako zalecenie, a nie rekomendację – proponuje prof. Flisiak. Natomiast jeśli spadkowa tendencja się niestety odwróci, powróćmy do nakazu, zwłaszcza w stosunku do urzędników publicznych, którzy powinni świecić przykładem.
Czytaj też: Dlaczego po szczepieniu wciąż można się zakazić?
Szczepionki, które dają wolność
Maski stały się wszechobecnym symbolem pandemii i od początku wzbudzały mnóstwo kontrowersji. Biorąc pod uwagę różnorodność masek używanych na co dzień, dane na temat ich przydatności były długo nieuporządkowane, rozbieżne i często pospiesznie gromadzone.
Po niemal półtora roku wiele się jednak zmieniło – przede wszystkim to, że coraz więcej ludzi jest już w pełni zaszczepionych przeciwko covid, więc rekomendacje wynikające z oceny ryzyka przeniesienia zakażenia nie powinny być już uniwersalne dla wszystkich. Na przykład w zaleceniach amerykańskich Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), wydanych 13 maja, osoby zaszczepione zwolniono z noszenia masek w praktycznie wszystkich sytuacjach na świeżym powietrzu i pomieszczeniach zamkniętych. Osobom niezaszczepionym taka „wolność” jeszcze nie jest rekomendowana, choć one same będą bredzić, że manifestacyjnie odmawiając przyjęcia szczepionki, czują się właśnie wolne. Do czasu, Panie i Panowie, do czasu.
Czytaj także: Maseczki pseudoochronne