Wiosną 1990 r. brytyjscy celnicy skonfiskowali ładunek, który z doków w Teesport miał trafić do Iraku. Zawierał on fragmenty lufy o niespotykanej długości – w przybliżeniu półtora boiska do piłki nożnej. Wyposażone w nią działo, znane jako projekt Babilon, miało dać Saddamowi Husajnowi możliwość wystrzeliwania w kosmos satelitów, a w perspektywie dalszego rozwoju także rażenia celów lądowych.
Dziś skonfiskowane części gigantycznego działa można oglądać w dwóch brytyjskich muzeach. Ich widok to dobre tło do refleksji nad doniesieniami o projektach najnowszych rosyjskich superbroni, co krok promowanych przez agencję TASS jako magiczne różdżki, dzięki którym Kreml zdystansuje swoich rywali.
Apokalipsa Posejdona
Budzącym największe emocje projektem rosyjskiego sektora zbrojeniowego jest program Posejdon, znany też jako Status-6, w kodzie NATO – Kanyon, a w zagranicznej prasie ochrzczony mianem torpedy Dnia Sądu Ostatecznego. Trudno się temu dziwić, bo za czynnik rażenia ma posłużyć głowica jądrowa o mocy od 2 do 100 megaton. Większa z tych liczb ma pełne prawo przywoływać wizje armagedonu, ponieważ to blisko dwa razy więcej niż moc największego zdetonowanego kiedykolwiek ładunku jądrowego.
Posejdon przypomina gigantyczną torpedę (długą na 24 m), jednak bardziej trafne jest nazwanie go autonomicznym podwodnym dronem. Za napęd ma w nim odpowiadać reaktor jądrowy, a przeznaczony jest do niszczenia dużych zgrupowań floty, przede wszystkim zespołów z lotniskowcami albo nadbrzeżnych metropolii. Eksplozja głowicy o tak dużej sile pozwala rosyjskim planistom na straszenie nie tylko detonacją w najbliższym otoczeniu celu, lecz także bardziej odległymi skutkami powstałej fali tsunami.
Jednak to nie moc głowicy wzbudza największe obawy, przede wszystkim w USA, lecz deklarowane parametry samego drona – praktycznie nieograniczony zasięg, prędkość 200 km/h oraz przekraczająca tysiąc metrów głębokość zanurzenia – co w sumie znaczy, że nawet wykryty byłby ekstremalnie trudny do zniszczenia.