W Polsce nikt na razie nie wyłamał się z chóru zapewniającego o bezpieczeństwie preparatu AstraZeneca. Szef KPRM Michał Dworczyk zarzuca krajom, które wstrzymały szczepienia, niepotrzebną histerię, a znany wirusolog prof. Włodzimierz Gut powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że jeśli inni nie chcą tej szczepionki, to powinniśmy na tym skorzystać i ją od nich wykupić. Z kolei dr Grzegorz Cessak, szef polskiego urzędu zajmującego się rejestracją produktów leczniczych, określił w Radiu Zet decyzje kilkunastu państw efektem domina wytworzonym pod wpływem „nerwicy w społeczeństwie”.
Czytaj także: Szczepionki na covid – powstały szybko, czy są bezpieczne?
Nie chcąc rozstrzygać, kto ma rację, przyjrzyjmy się argumentom, które skłoniły do zawieszenia szczepień preparatem AstraZeneca w 13 krajach Europy. Można je już znaleźć na przykład na stronie niemieckiego ministerstwa zdrowia.
Niemcy uzasadniają i wszczynają śledztwo
Niemcy tłumaczą się ze swoich obaw dotyczących bezpieczeństwa po przeanalizowaniu raportów Instytutu im. Paula Ehrlicha zajmującego się na co dzień m.in. badaniem szczepionek. Badania odkryły „dowody na związek między szczepieniem AZD1222 a kilkoma przypadkami zakrzepicy żył mózgowych”.
Kiedy Dania i Norwegia znalazły się pod koniec ubiegłego tygodnia w grupie pierwszych pięciu krajów, które zawiesiły podawanie szczepionki AstraZeneca, w Berlinie nie było jeszcze żadnej histerii. Ale wczoraj, we wtorek, zaktualizowano dane napływające ze wszystkich landów i – jak podano na wspomnianej stronie ministerstwa zdrowia – okazało się, że od początku włączenia szczepionki AstraZeneca do masowego programu szczepień przeciwko covid (zaraz po dopuszczeniu jej w Unii przez organy regulacyjne) zarejestrowano po przyjęciu tego preparatu siedem przypadków zakrzepicy, z których trzy zakończyły się zgonem.