SARS-CoV-2 niestety ewoluuje i jego coraz to nowe mutacje stają się bardziej zaraźliwe, więc powinniśmy się spieszyć, by uzyskać jak najszybciej odporność stadną, dającą nadzieję na zahamowanie rozwoju pandemii w całej populacji. Nadal nie wiadomo, ile dokładnie wynosi próg takiej zbiorowej odporności dla covid-19. Czy rację mają optymiści wskazujący na 50–60 proc., czy pesymiści mówiący o 90 proc.?
W osiągnięciu tego celu miały pomóc szczepienia. Ale od początku było wiadomo, że w krótkim czasie nie da się ich podać 90 proc. ludzkości, bo po pierwsze nie wyprodukujemy naraz miliardów dawek, po drugie – w każdym kraju jest dość liczna grupa, której zaszczepić po prostu nie można.
Czytaj także: Dlaczego drugą dawkę szczepienia przechodzimy ciężej i czy to coś złego?
Do tego grona należą nie tylko osoby z przeciwwskazaniami, a więc z chorobami, których przebieg mógłby się zaostrzyć po otrzymaniu szczepionki, ani uczuleni na podawane w nim składniki, lecz również najmłodsze dzieci i nastolatki, które z masowej akcji są na razie wyłączone (jeszcze do nich powrócę). Wykluczonymi, przynajmniej przez jakiś czas, będzie też rzesza dorosłych przed 60. rokiem życia – w oczekiwaniu na swoją kolej muszą przepuścić swoich rówieśników obciążonych rozmaitymi chorobami oraz pracujących w zawodach uprzywilejowanych do zaszczepienia w pierwszym etapie, więc pewnie doczekają się na wolne dawki najwcześniej w drugim półroczu.
Wraz z obniżaniem granicy wieku będzie pewnie również przybywać przeciwników tej formy uodpornienia (według sondaży akceptacja dla szczepień przeciwko covid była dotąd największa wśród osób najstarszych), więc odsetek zaszczepionej populacji nawet za kilka miesięcy nie okaże się wysoki, a wyznaczone progi praktycznie niemożliwe do osiągnięcia.